Moja piąta teoria o Motywowaniu

Jak pisałem przed chwilą – wcale nie jestem ideałem, więc nie udało mi się zrealizować wszystkich treningów i każdego w 100%. W zasadzie to zawsze wiedziałem, że mam bardzo „Silną Wolę”. Na tyle silną, że robi ze mną, co chce... Ponieważ taki jestem to postanowiłem się zabezpieczyć i przygotować sobie KOTWICE na wypadek gdyby jakiś nagły prąd chciał mnie porwać i rzucić nie w tę stronę, którą chciałem.

Po pierwsze:

Bieg Rzeźnika to impreza dla dwuosobowych zespołów - nie można jej ukończyć w pojedynkę. Tak więc musiałem mieć partnera – bardzo pomocne, bo on też jak ja miał taką „Silną Wolę”, która robiła z nim, co chciała. Na szczęście nasze „Silne Wole” chodziły w przeciwnych fazach. Tak, więc raz ja jego, raz on mnie wyciągał z macek „Silnej Woli”. To było super pomocne.

Po drugie:

O moich planach zrobienia Rzeźnika, ale też o kolejnych krokach poinformowałem w zasadzie każdego, kogo znałem i spotykałem na swojej drodze. W sumie śmiało mogę powiedzieć, że było to ok. tysiąca osób! Byli to ludzie, których widywałem, na co dzień lub tylko sporadycznie oraz tacy, których mamy w dzisiejszych czasach sporo, czyli „portalowi”. Byli w tej grupie też wszyscy moi pracownicy – co do jednego, oraz szefowie. Moi podwładni byli na bieżąco z moimi treningami – regularnie prawie raz w miesiącu dostawali relacje, co zrobiłem, czego nie i gdzie jestem. Brali też udział, jako kibice podczas startów (maraton każdy był obsadzony przez moich pracowników i to po 30 km – wiecie jak trudno być sflaczałym i bezsilnym biegaczem w takiej sytuacji?). Portalowi znajomi mieli zrzuty z treningów wprost z aplikacji.  No po prostu gdzie człowiek nie poszedł lub z kim nie rozmawiał, zawsze trafiał na pytanie: "jak tam przygotowania?".

Temat nie mógł umrzeć. To był wręcz nieoceniony element wsparcia – dosłownie wszyscy żyli tym samym tematem, pomagali mi nie zapomnieć jak ważne było to dla mnie. Mało tego w takiej grupie znaleźli się Ci, którzy naprawdę mi kibicowali i tacy, którzy pomagali mi całkiem bezinteresownie. Dla przykładu ktoś pojechał i poświęcił mi cały weekend, kiedy miałem zaplanowane ciężkie treningi w Bieszczadach tylko, dlatego, żeby robić za wsparcie techniczne i ewentualnie kierowcę w drodze do domu – rzeczywiście wsparcie na miejscu było nieocenione. Ktoś inny zorganizował mi profesjonalne konsultacje u jednych z najlepszych fizjologów sportu – czego w życiu sam bym nie wymyślił ani nie załatwił i to jeszcze za darmo! Wielu „kibicowało” mi wyłącznie z niecnych pobudek czekając na to, aby sobie poszydzić z moich upadków po drodze – ale oni też w sumie mnie wspierali, bo podtrzymywali zainteresowanie i przecież do cholery nie dam tym „gnidom” powodu do radości – prawda?

Tak, więc zawsze warto opowiadać ludziom o swoich planach i „wciągać do gry” jak najwięcej osób. Nie ma, co zajmować się ich intencjami – brać to, co dają, a dają wiele. Tak samo mamy w biznesie i tu znowu pokutują różnego rodzaju gusta i przekonania. Np. słynne, najbardziej niszczące wszystkie plany: „ nie ma, co opowiadać o planach, bo się je zapeszy…”. Dzieje się tak, bo każdy z nas nie lubi być lub uchodzić za człowieka niekonsekwentnego i niespójnego oraz dlatego, że każdy śmiały plan to droga w nieznane, a to jak wiemy wzbudza obawy. Wykorzystajmy tę naszą cechę dla naszej korzyści. Powiedzmy właśnie otwarcie wszystkim o naszych planach. Bo jak już tyle razy i tylu osobom powiemy, że zrobimy to w końcu weźmiemy du…e w troki i zrobimy. Przecież nie nikt nie chce sam o sobie myśleć, że jest niekonsekwentny. Nie wspominam już, co inni o nas myślą, ale żeby tak sami o sobie… No nie! Wykorzystajmy to do wspierania naszych planów. To chyba kolejna i chyba najtrudniejsza zasada – wykorzystaj swoje skłonności ku swojemu pożytkowi.

DZIEL SIĘ SWOIMI PLANAMI Z KAŻDYM, KOGO ZNASZ I Z KAŻDYM, KOGO SPOTYKASZ. KAŻDY NA SWÓJ SPOSÓB POMOŻE CI UTRZYMAĆ WŁAŚCIWY KIERUNEK. STARAJ SIĘ ZBUDOWAĆ JAK NAJWIĘCEJ „KOTWIC” I DOBRZE JE ZAPLANUJ. BĄDŹ PEWIEN, ŻE BEZ WZGLĘDU NA TO, CO O SOBIE MYŚLISZ – PRZYDADZĄ CI SIĘ NA PEWNO!

Bardzo zuchwałe cele wymagają po drodze realizacji wielu innych dużych celów. Te duże gdyby je postawić samodzielnie to pewnie przeraziłyby nie tylko Ciebie, ale i innych. Jednak na tle tego wielkiego, zuchwałego, maleją i są po prostu kamieniami milowymi na drodze do ostatecznego zuchwałego celu. Tak, więc nawet, jeżeli nie dotrzesz do samego końca to fakt wyruszenia już gwarantuje, że osiągniesz cele pośrednie wystarczająco duże, aby zostawić w tyle wszystkich, ale też, aby dokonać znaczących zmian w swoim życiu czy biznesie.

Tak było też w moim przypadku.

Biegu Rzeźnika 2013 nie zrobiłem. Podczas jednego z treningów w górach nieszczęśliwie rozwaliłem sobie staw skokowy.  Z gipsu wyjęto mnie na tydzień przed biegiem, co całkowicie przekreśliło mój udział. Lekarz powiedział, że raczej już sobie nie pobiegam. Ja już jednak miałem bakcyla – po dwóch miesiącach wznowiłem delikatne treningi. A trzy i pół miesiąca potem zrobiłem w ciągu miesiąca trzy maratony: Wrocław, Warszawa, Poznań. W jednym z nich poprawiłem mój dotychczasowy rekord o kolejne 10 minut! Dlaczego? Bo to już był element mojego nowego planu -> nie ma Rzeźnika będzie Korona Maratonów Polskich. Aby ją zrobić w przewidzianym terminie musiałem przebiec te trzy maratony w jeden miesiąc, a dwa kolejne czekały mnie na wiosnę. Plan zakładał, że jak to dam radę zrobić te trzy, to jednocześnie odpalę kolejny projekt Rzeźnik 2014. Tak czasem bywa, że dzieją się rzeczy, na które nie mamy wpływu, czasem odbierają nam możliwość zrealizowania konkretnego celu. Ale czy mamy z tego powodu płakać? NIE!

Pamiętacie jaki naprawdę był mój cel?

Przypomnę:

Moim osobistym marzeniem było to, że uświadomiłem sobie jak bardzo bym chciał żyć w zdrowiu fizycznym i psychicznym do czasu, kiedy urodzą się moje wnuki i że zobaczę, że moje dzieci są szczęśliwymi całkowicie samodzielnymi ludźmi. Mimo tego, że nie zrobiłem Rzeźnika 2013,  to dzięki niemu wdrożyłem w życie tak dużą ilość zmian, że gdy dziś na to patrzę jestem z siebie dumny równie mocno jak z całego sezonu 2013:

  • schudłem 13 kg
  • odbudowałem swoją wydolność – pomiary robione prze fachowców mówią, że jest na poziomie 20-25 latka,
  • wyniki wszystkich badań pokazują poziomy, jakich nie osiągałem od dawien dawna,
  • przebiegłem w sumie w ciągu roku 800 km, co samo w sobie robi wrażenie
  • ukończyłem 2 półmaratony i 4 maratony (dwa razy bijąc mój rekord)
  • jestem absolutnie przekonany, że mam w sobie moc sprawczą, którą mogę zawsze wykorzystać
  • zmieniłem trwale dietę i nawyki żywieniowe jestem obecnie jak to mówię nie ortodoksyjnym wegetarianinem, co na pewno pozytywnie wpływa na mnie tu i teraz oraz na przyszłość.

Czy to przybliża mnie do mojego wielkiego marzenia? TAK!

Dlaczego tego nie zrobiłem wcześniej?

Po części, dlatego, że miałem źle zdefiniowany cel / marzenie.

Po części, dlatego, że było ono tak odległe w czasie, że trudno je przełożyć na jakieś konkretne działanie już dziś.

Po części, dlatego, że w tak postawionym celu sukces czeka na mnie dopiero za trzydzieści lat – a kto da radę tak długo czekać?

Po części, bo zgubiłem w tym poważnym marzeniu element radości i zabawy - już dziś bez czekania na finałową radość.

Jak widzicie do tej pory robiłem tak wiele, aby mi się nie udało.

Kolejna nauka z projektu Rzeźnik:

WIELKIE, ZUCHWAŁE I ODLEGŁE CELE DZIEL NA MNIEJSZE I MOŻLIWE DO OSIĄGNIĘCIA SZYBKO. ZAPLANUJ NAGRODĘ Z REALIZACJĘ KAŻDEGO CELU POMNIEJSZEGO. CIESZ SIĘ JUŻ JUTRO, BO NIE WYTRWASZ W OCZEKIWANIU NA RADOŚĆ Z SUKCESU ZA 30 LAT.

Króliczku i tak cię złapię!

Dopiero moje pięć teorii wdrożone w życie przesunęło mnie we właściwą stronę.

W 2014 moim celem było jednak złapać króliczka i przebiec Bieg Rzeźnika.

Dobry znak: mój partner biegowy zdołał zdobyć rejestrację do biegu, mimo, że zapisy zamknęły się w 10 minut dla 600 par!

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.