Dlaczego startujesz w biegach masowych? Co tak naprawdę powoduje, że wraz z setką czy tysiącem innych osób stajesz na linii startu i zaczynasz biec? Adrenalina? Emocje? Przygoda? Chęć pobicia rekordu życiowego, a może przekraczanie własnych granic? Dlaczego chcesz stawać się lepszy? A nawet jeśli tak bardzo zależy Ci na byciu lepszym, to dlaczego nie zrobisz tego sam, w lesie, bez kibiców i tej całej otoczki... gdy nikt nie patrzy? Nasze prawdziwe mistrzostwo jest weryfikowane zawsze wtedy, gdy nikt nie widzi. Powiesz, że... samemu trudno wejść na najwyższy poziom mobilizacji. W takim razie, czym tak naprawdę jest Twój cel, jeśli nie możesz się do niego zmotywować w pojedynkę?
Zadaję tylko otwarte pytanie, bez sugerowania złych i dobrych odpowiedzi. Wbrew pozorom, odpowiedź nie musi być oczywista. Często może nam się wydawać, że robimy, to, bo znajomi, bo atmosfera, bo... coś tam. Wchodząc w to głębiej często okazuje się, że odkrywamy w sobie coś, czego do tej pory nie chcieliśmy widzieć albo celowo unikaliśmy. Z przyzwoitości zaznaczę, że te przemyślenia kieruję również do siebie samego.
Ostatnio wziąłem udział w jednym z największych półmaratonów w Polsce, który miał być dla mnie zwyczajnym treningiem, ale... od samego startu musiałem zmienić swoje plany. Powód? Mój zegarek po prostu odmówił współpracy i co chwilę się wyłączał. To zmusiło mnie do biegnięcia bez zegarka, bez nieustannego kontrolowania czasu. Z kolei ten fakt dał mi jeszcze więcej do myślenia i uznałem, że wszystko dzieje się po coś. Zapytasz: i co z tego, że ostatecznie biegłeś bez zegarka? Tylko tyle, że jeśli trenujesz według jakiegoś planu, to czas ma dla Ciebie kluczowe znaczenie. Nie możesz zacząć za szybko, ani za wolno... Zegarek trzyma Cię w ryzach, aby osiągnąć określony cel. To również piękna metafora życia - uzależnianie swojego poczucia szczęścia, bezpieczeństwa od wszystkiego, byleby nie od samego siebie.
Widzę po sobie i po moich znajomych, że zbyt często jesteśmy niewolnikami własnych zasad. Świat biegania został zdominowany przez liczby, plany treningowe, bicie kolejnych życiówek, nierozsądne przekraczanie własnych barier, przez co zapominamy o tym co ważne. W życiu z kolei chcemy wszystko przewidzieć, kontrolować, znać na wszystko odpowiedź... Oczekujemy stałości i stabilności w świecie, który z założenia jest niestabilny i niestały. Jesteśmy po prostu częścią natury.
Swoje szczęście uzależniamy od czynników zewnętrznych - od pochwał, rzeczy materialnych, życiówek w przypadku biegania i innych błyskotek/iluzji. W dzisiejszym pędzącym świecie brakuje mi refleksji na temat tego, PO CO DO CHOLERY TUTAJ JESTEŚMY. Po co żyjesz? Co masz do zrobienia w tym życiu? Czy zdajesz sobie sprawę, że jutro może Cię nie być? Czy doceniasz to, że każdy nowy dzień jest najpiękniejszym z najpiękniejszych z darów? Ludzie, którzy nie chcą się mierzyć z takimi pytaniami, zazwyczaj wtedy podnoszą głos i mówią, abym skończył filozofować lub abym nie udawał Paulo Coelho.
No cóż.
Poleciałem filozoficznie! Bo kocham to robić. Kocham rozkminiać życie i kocham żyć, mimo, że nie zawsze jest mi łatwo. Trudno jest natomiast żyć, że świadomością, że jestem tylko człowiekiem ograniczonym przede wszystkim czasem. Chcę czy nie chcę, kiedyś mnie na tym świecie zabraknie. W obliczu tego wyzwania zawsze podpieram się genialnym cytatem Steva Jobsa, którego powinniśmy uczyć się w szkole:
Świadomość tego, że pewnego dnia będę martwy jest jednym z najważniejszych narzędzi, jakie pomogły mi w podjęciu największych decyzji mojego życia. Prawie wszystko – zewnętrzne oczekiwania wobec ciebie, duma, strach przed wstydem lub porażką – wszystkie te rzeczy są niczym wobec śmierci. Tylko życie jest naprawdę ważne. Pamiętanie o tym, że kiedyś umrzesz jest najlepszym sposobem jaki znam na uniknięcie myślenia o tym, że masz cokolwiek do stracenia. Już teraz jesteś nagi. Nie ma powodu, dla którego nie powinieneś żyć tak, jak nakazuje ci serce.
Pamiętajcie, że każdy z nas jest wyjątkowy i nie pozwólcie sobie wmówić, że jest inaczej. A jeśli w to nie wierzycie, to pomyślcie sobie o tym, że jutro może Was nie być.
Świadomość śmierci wyzwala.
Kiedyś ktoś zapytał mnie czym jest mistrzostwo. Dla mnie mistrzostwo to bezwarunkowa miłość do życia, totalne zaufanie do wszystkiego, co nam się przydarza, docenienie każdej sekundy. Mistrzami są dla mnie wszyscy Ci, którzy chcą odkryć w sobie to, co mają najcenniejsze, a następnie chcą się dzielić tym dalej, by czynić ten świat lepszym. Inaczej życie jest bez sensu. Mistrzostwem nigdy nie będzie zdobycie złotego medalu mistrzostw świata, jeśli tuż po jego zdobyciu wciąż czujesz pustkę i brak.
Oczywiście tylko według mnie.
Kochajmy żyć! Kochajcie żyć. Tego Wam życzę :)
Dyskusja