Jedni widzą w triathlonistach herosów, którzy trenują trzy dyscypliny sportu jednocześnie, inni gadżeciarzy i lanserów. Prawda leży pewnie – jak zwykle – gdzieś po środku. Ja chciałbym pokazać Wam zalety tej dyscypliny sportu z perspektywy osoby, która wcześniej biegała.

Nie da się ukryć, że uprawianie triathlonu na wysokim poziomie to spore wyzwanie. Z jednej strony mamy duże obciążenia treningowe, a z drugiej trudności logistyczne – mocni amatorzy szykujący się do pełnego dystansu IM (3,8 km pływania + 180 km roweru + 42,2 km biegu) trenują nierzadko 15-20 godzin tygodniowo. To ogromne wyzwanie nie tylko dla organizmu, ale i dla kalendarza. Jeśli ktoś nie chce stracić pracy lub rodziny, musi umiejętnie zarządzać czasem.

Konsekwencja i ciężka praca

Nic więc dziwnego, że osoby trenujące wyczynowo triathlon to często mistrzowie organizacji. U nich wszystko jest punktualne, zaplanowane i uporządkowane. Tylko wtedy są w stanie pogodzić życie z pracą i sportem. Często są to też ludzie poukładani, konsekwentni, doceniający ciężką pracę i wytrwale dążące do celu, bo zdające sobie sprawę, że w życiu, jak w triathlonie: nie ma darmowych obiadów. Te umiejętności bardzo przydają się także w innych dziedzinach życia, np. w prowadzeniu biznesu czy zarządzaniu zespołem pracowników w korporacji.

A pod kątem sportowym?

Najlepsi triathloniści z dystansu olimpijskiego na świecie nie biegają więcej niż sto kilkadziesiąt kilometrów tygodniowo (tyle pokonują niektórzy amatorzy biegający maraton w 2:50), a gdy kilka lat temu mistrz olimpijski Alistair Brownlee wystartował w biegu na 10 tys. metrów, pokonał ten dystans w 28:32. W ciągu ostatnich 20 lat tylko kilku polskim biegaczom udało się osiągnąć podobny wynik. Na Igrzyskach Olimpijskich w Londynie, po przepłynięciu 1500 metrów i przejechaniu rowerem 40 km, Brownlee pobiegł 10 km w 29:07. To oczywiście wolniej niż najlepsi biegacze świata, bo ci mogą cały czas treningowy poświęcić na doskonalenie jednej dyscypliny. Na poziomie amatorskim wszyscy mamy jednak spory zapas możliwości i uprawianie triathlonu może pomóc w poprawie wyników biegowych.

Trening kolarski jest dobrym uzupełnieniem siły biegowej, pomaga też budować bazę tlenową (trzy godziny spokojnej jazdy rowerem to przyjemność, a trzy godziny wybiegania to już za dużo dla zwykłego biegacza) oraz mobilność, która pomaga w utrzymanie efektywnego kroku biegowego. Pływanie zaś świetny trening nieobciążający układu kostnego, który wzmacnia mięśnie grzbietu i brzucha oraz obręczy barkowej, pomaga też rozwijać się układom oddechowemu, krwionośnemu i nerwowemu. Uprawianie triathlonu znacząco poprawia rozciągnięcie zawodnika i elastyczność jego mięśni. Triathloniści to też często sportowcy bardziej świadomi niż biegacze. Lepiej zdają sobie sprawę z potrzeby regeneracji i dbają o trening uzupełniający.

Dzięki rozłożeniu wysiłku na więcej grup mięśniowych niż w przypadku biegania, spada ryzyko kontuzji, acz należy pamiętać, że rzucenie się na 10 godzin treningu tygodniowo zaraz po „wstaniu z kanapy” to bardzo zły pomysł. Choć pokonanie ironmana zajmuje mocnym zawodnikom 9-10 godzin i dla przeciętnego człowieka jest poza wyobrażeniem, to prawda jest taka, że dystans olimpijski lub „ćwiartka” leżą w zasięgu każdego zdrowego człowieka i warto tego spróbować.

Dzięki triathlonowi możliwe jest osiąganie coraz lepszych wyników biegowych bez nadmiernego zwiększania kilometrażu biegowego, co może sprawdzić się w przypadku osób np. z problemami z kolanami. Znam przypadek ultrasa, który większość okresu przygotowawczego szykował się jeżdżąc rowerem, a dopiero na miesiąc przed zawodami zaczynał biegać. I lądował na pudle.

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.