13 października w Warszawie odbył się Bieg Rembertowa – Runbertów. Bieg został zorganizowany na terenie kampusu Akademii Sztuki Wojennej. Przyjechałem tam z moją drużyną, czyli Kacprem i Dominiką, oraz z Alą, która wspierała nas jako kibic. Po zaparkowaniu i szybkim odbiorze pakietów, przebraliśmy się w dresy i zaczęliśmy rozgrzewkę po pięknym terenie, gdzie dookoła otaczały nas kolorowe, jesienne drzewa, a chodniki pokryte były liśćmi.

Podczas gdy uczestnicy biegu głównego byli zajęci rozgrzewką, wystartował bieg dla dzieci. Było to niezwykle ciekawe wydarzenie. Bardzo lubię oglądać wyścigi „dzieciaków”. Uważam, że są znacznie ciekawsze niż większość biegów dla dorosłych. U dzieci widać maksimum walki o każde miejsce! Dzieci nie zdążyły się jeszcze nauczyć tej ostrożności, którą mamy my – dorośli. One po prostu lecą do przodu i dają z siebie maksa od początku do końca. Nie kalkulują, tylko biegną. Niesamowita sprawa popatrzeć jak one się ścigają. Tutaj tyle się dzieje! Tyle się zmienia na przestrzeni zaledwie kilkudziesięciu metrów! Ponieważ dzieci nie kombinują i dzięki temu jedne nagle kompletnie opadają z sił, bo dały z siebie zbyt dużo, a inne nagle przesuwają się o dziesięć miejsc do przodu, bo zamiast zastanawiać się czy to będzie możliwie i czy nie lepiej trochę sobie odpuścić, „no bo rywale uciekli już przecież za daleko…”, po prostu biegną co sił!

No dobra, czas najwyższy wrócić do rozgrzewki. Truchcik już był, teraz trochę dogrzewających ćwiczeń i zaraz można lecieć na przebieżki…no, jeszcze tylko skoczę podlać drzewo, ale tak szybciutko, bo do biegu zostało już mniej niż 15 minut. Stoję pod drzewem i nagle przypominam sobie, że rano założyłem na nogi tylko dres! A spodenki są przecież w plecaku, a plecak w samochodzie! Kluczyki do auta trzyma Ala… A gdzie ja ją teraz znajdę?! Robiąc trzy super szybkie przebieżki, na praktycznie zerowych przerwach znajduję się pod balonem z napisem START i zaczynam szukać Ali. Obiecała wziąć od nas dresy tuż przed biegiem, więc albo tu gdzieś jest, albo będzie za parę chwil… kurczę, ale ja nie mam tych paru chwil! Zanim wezmę od niej kluczyki, dobiegnę do samochodu, przebiorę się, i znów wrócę na start…aż bałem się liczyć, ile czasu mi to wszystko zajmie! Nie mogąc znaleźć Ali zadałem sobie pytanie jak lepiej pobiec – w samych gaciach czy w dresie?? Uznałem, że obie opcje są do niczego, ale z dwojga złego będę musiał pobiec w długich spodniach. Na szczęście, na 7 minut przed biegiem znalazłem Kacpra, a on zaraz zauważył Alę. Super! Mam kluczyki! Teraz szybki sprint do auta! Tylko gdzie my zaparkowaliśmy?! Coś chyba pomyliłem! Źle biegnę? Ach, tak! Muszę wrócić, za wcześnie skręciłem! Jeszcze ponad minuta szybkiego biegu i jestem przy samochodzie. W kilkanaście sekund wygrzebuję z plecaka spodenki, rozbieram się, dres rzucam do bagażnika i znów biegnę co sił na linię startu…uff, zdążyłem. Do startu jeszcze 2 minuty, tak więc zdążę jeszcze nawet zmienić skarpetki…

Ruszyłem szybko, głównie, żeby się dobrze ustawić. Taki miałem plan – ustawić się w czubie, uniknąć tym samym przepychanek i spróbować dobrać idealne na cały bieg tempo. Najlepiej byłoby znaleźć zawodnika, który biegnie akurat tempem ciut szybszym niż to, którym biegłbym sam. Wtedy mógłbym się „podczepić” i „żyłować” za nim, starając się dotrzymać mu kroku. Jeszcze lepiej, gdyby się trafiła cała grupka takich zawodników. Pech chciał, że pierwszy Jakub Nowak biegł dużo szybciej niż się czułem, natomiast z tyłu utworzyła się grupa wprawdzie świetnych zawodników, z którymi bardzo często przegrywam, to jednak tego dnia biegnących raczej dla mnie zbyt wolno. W związku z tym postanowiłem złapać się za Kubą chociaż na parę chwil i zobaczyć jak się rozwinie sytuacja w dalszej części biegu. Przez pierwszą minutę biegło mi jeszcze całkiem luźno, aż momentami myślałem sobie, że może mam jakiś mega dzień i wytrzymam z nim większość dystansu? Niestety, już po minucie zrobiło się na tyle ciężko, że musiałem mocno przyciskać nogami, aby dotrzymać mu kroku. Pomyślałem, że może warto odpuścić go, trochę zwolnić i zaczekać kolejną minutę, aż dogoni mnie grupa z tyłu, aby podłączyć się do niej. Nie uśmiechało się biec samemu. Wiedziałem, że trasa jest płaska i szybka, i jedyne co może mnie zatrzymać to wiatr. Chciałem więc mieć za kim się schować, chociaż od czasu do czasu. Z tego powodu, popełniłem pierwszy tego dnia błąd – obejrzałem się do tyłu. Okazało się, że uciekliśmy z Kubą naprawdę mocno i doszedłem do wniosku, że „czekać” na chłopaków zwyczajnie mi się nie opłaca. Więc decyzja, że dalej trzymam Kubę – „w końcu nie czuję się aż tak źle” – pomyślałem. Goniłem więc za Kubą przez kolejną minutę. Z czasem czułem, że muszę co raz bardziej „dociskać nogi”, aby dotrzymać mu tempa. Dwa razy już go odpuściłem, ale moje nogi jeszcze jakoś same go podgoniły. W końcu, gdy na zegarze samochodu było 2:25 Kuba zaczął się nieznacznie, ale już systematycznie oddalać. Tych strat już nie nadrabiałem. Pierwszy kilometr mój rywal minął w czasie 2:49, ja byłem 2 sekundy za nim. Na drugim kilometrze starałem się biec mocno, nie odpuszczać. Powtarzałem sobie jednak, aby nie przesadzić. Wciąż widziałem Kubę, ale nie próbowałem już go na siłę doganiać. Biegłem mocno, ale swoim tempem, zastanawiając się jak daleko jest grupa pościgowa, w której było wielu mocnych zawodników. Mijając oznaczenie drugiego kilometra spojrzałem na zegarek (tym razem własny, bo samochód, który trzyma tempo lidera, był już niestety dość daleko). Miałem czas 5:57. Tak więc drugi kilometr przebiegłem samotnie w 3:06. Nieźle – pomyślałem, i szybko oszacowałem, że jeśli tempo z drugiego kilometra uda mi się utrzymać do końca biegu to i tak ostateczny rezultat będzie w okolicach 15:15, co jak dla mnie byłoby świetnym wynikiem. Z tyłu nikogo nie słyszałem, więc wciąż była we mnie motywacja, aby nie zważać na zmęczenie i „cisnąć” ile się da, bo 1) biegłem na życiowy wynik i 2) zajmowałem świetną drugą pozycję.  Zauważyłem nawet, że lider też trochę zwolnił i w pewnym momencie dystans między nami, choć duży, to jednak pozostawał taki sam. Miałem więc dodatkową motywację. Zacząłem sobie myśleć, że może go jeszcze „dopadnę”. Niestety, zmęczenie zaczęło co raz mocniej dawać o sobie znać. Czułem, że ręce już nie chcą pracować tak luźno i z taką siłą jak wcześniej, a co gorsza, czułem wyraźnie jak skraca mi się krok. Próby ponownego wydłużenia go kosztowały mnie bardzo dużo sił. W takim stanie walki z samym sobą oraz z wiatrem, przed którym nie miałem za kim się schronić, minąłem granicę trzeciego kilometra mając na zegarku 9:12. Ze smutkiem obliczyłem, że trzeci kilometr musiałem zrobić w około 3:15! To była masakra! Wiedziałem, że takim tempem nie mam szans dogonić Kuby Nowaka. Mało tego, zacząłem się poważnie obawiać rywali, którzy byli za mną. Wiedziałem, że są mocni, a w dodatku było ich dużo. Domyślałem się, że utworzyli grupę, w której mogą się wzajemnie chronić od wiatru i napędzać. Albo na zmianę sobie prowadzą i mogą co jakiś czas odpoczywać, chowając się z tyłu grupki, albo jeden lub dwóch ciągnie cały czas grupę, a dzięki temu inni oszczędzają ogromne ilości sił, które będą mogli wykorzystać na finiszu, jeśli zajdzie taka potrzeba. A ja tu biegnę sam. Nie mam już do kogo się podłączyć ani za kim się schować. Jestem sam. Wystawiony na wiatr. Sam sobie muszę prowadzić. W dodatku, nie jestem demonem szybkości. Wiedziałem więc, że jeśli mnie dopadną, to przynajmniej z częścią z nich powinienem przegrać finiszową walkę. Obawy stały się tak silne, że resztkami woli powstrzymywałem się przed obróceniem i sprawdzeniem jak dużą dużo jeszcze zostało z mojej przewagi. Z tego powodu, w głowie powstawał co raz większy dylemat: lecieć na maksa i dać sobie największe szanse, żeby mnie wcale nie dogonili? Czy zostawić jakiś zapas? Bo może i tak mnie dogonią? Więc może warto mieć jeszcze jakieś rezerwy na finiszowe „szarpnięcie”? Może wtedy uratuję, jeśli nie drugie, to chociaż trzecie lub czwarte miejsce? Stres stawał się co raz większy, a ciało co raz bardziej się buntowało. Ścisk w przeponie co raz większy, nogi co raz bardziej miękkie, krok co raz krótszy, ręce co raz sztywniejsze… no i w końcu nie wytrzymałem. Trafiła się jakaś krótka, prosta uliczka – około 150 – 200 metrów. Tutaj po raz pierwszy straciłem z oczu Kubę. Po prostu, zanim ja zdążyłem wbiec w tę uliczkę, on zdążył już z niej wybiec. Liczyłem, że może tak samo będzie między mną a grupą pościgową.

Postanowiłem, że skręcając w nową ulicę i wybiegając z tej krótszej, obejrzę się i zobaczę czy moi rywale zdążyli już wbiec w nią wbiec. Oczywiście zdążyli! Więc nie dość, że straciłem rytm, to jeszcze dałem im motywację, aby mnie gonić. Pokazałem, że brakuje mi sił i boję się, że mnie dogonią! Nie pocieszał mnie już nawet fakt, że byli daleko ode mnie. Byli wystarczająco blisko, aby móc mnie jeszcze dopaść, a ja im pokazałem, że kończy mi się paliwo. Po chwili minąłem czwarty kilometr z łącznym czasem 12:18 – tutaj pojawiło się pocieszenie. Oznaczało to, że jakimś cudem przyspieszyłem i znów miałem tempo w okolicach 3:06 na kilometr. Na ostatnim kilometrze doping od Ali dodał trochę sił, ale zaraz potem znów obejrzałem się do tyłu – byli już naprawdę blisko i widziałem, że mocno przyspieszyli. Do mety zostało tylko 300 do 500 metrów, ale już zacząłem ich słyszeć. Oczami wyobraźni widziałem jak szybko teraz biegną, a ja wciąż bałem się wrzucić ostatni bieg. Chciałem jeszcze poczekać…Ach te kalkulacje…! Ale jest! W końcu zobaczyłem metę, ostatni raz popełniłem ten straszny błąd, czyli obejrzałem się, a następnie ruszyłem już „ile fabryka dała” trzymając to do samej mety. Udało się! Dobiegłem drugi, z czasem 15:36 i przewagą sześciu sekund nad trzecim

Oprócz 2. miejsca Open udało mi się wygrać klasyfikację akademicką, a także, dzięki świetnym wynikom Kacpra i Dominiki, zająć drugie miejsce w klasyfikacji drużynowej. Jedynym minusem zawodów był fakt, że tak szybko zleciały. Spotkałem tam ogromną ilość wspaniałych osób i czas, który mogłem tam z nimi spędzić był dla mnie niestety zbyt krótki. Mam nadzieję, że wrócę tam za rok, aby znów poczuć moc rywalizacji i przebywania w gronie przyjaciół.

 

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.