VIII bieg Siedleckiego Jacka za nami! Było słonecznie i jednocześnie bez upału, ale niestety strasznie wiało. Poniżej opis moich zmagań z pogodą na dystansie 5 km.

Bieg wystartował w okolicach 11:00-11:01, a więc było punktualnie – brawa dla organizatora! Ruszyłem luźno, tuż za ścisłą czołówką, ale nie próbowałem ich na siłę gonić – miałem świadomość, że dzisiejszy bieg jest bardzo mocno obsadzony. Po około 200 metrach „uczepiłem się” znajomego zawodnika z nadzieją, że współpracując uda nam się dogonić w trakcie dystansu część stawki, a na mecie na tablicy zobaczyć dobry czas. Niestety, z każdą minutą biegło mi się coraz gorzej. Moje nogi „krzyczały”, że to dla nich za szybko, coraz mniej zmieniałem kolegę w prowadzeniu, aż w końcu tempo, które narzuciliśmy na początku biegu okazało się być dla mnie zbyt szybkie. Pod koniec 3 kilometra nie dałem rady. Zostałem z tyłu i już przez resztę dystansu musiałem się samotnie zmagać z silnym wiatrem. Widząc jeszcze przed sobą kilku zawodników próbowałem ich gonić i liczyłem, że choć miejscowo jest poniżej moich oczekiwań, to może chociaż czas będzie zadowalający. Bieg posiada atest PZLA, więc była gwarancja, że dystans liczy równe 5 km, co dawało motywację aby walczyć o każdą sekundę. Ostatecznie skończyło na podwójnym rozczarowaniu: miejsce 15 i czas 16:13. Żałuję, ponieważ trasa była szybka. Nie miała dużych wzniesień ani ostrych zakrętów, a nawierzchnia, po której biegliśmy była równa. Niedawno skończyłem roztrenowanie i wiedziałem, że w super gazie nie jestem. Po cichu jednak liczyłem, że uda mi się zbliżyć do życiówki, tym bardziej że zdarzały mi się już udane starty na wypoczęciu. Tutaj właśnie tkwi przyczyna mojego słabego uśmiechu – podczas robienia zdjęcia zmęczenie i chwilowa gorycz porażki po prostu dały o sobie znać.

Warty odnotowania jest fakt, że na finiszu dopingowała bardzo duża ilość kibiców. Było to zapewne spowodowane rosnącą z roku na rok popularnością biegu oraz ustawieniem przy końcowych metrach trybuny. Dzięki temu zwiększona została liczba widzów, którzy nie tylko mieli możliwość dobrej obserwacji ostatnich metrów biegu, ale mogli też wygodnie usiąść. Ponadto biegaczy do mocnej końcówki motywowała dodatkowa, niezwykle ciekawa klasyfikacja: Mistrz Ostatniej Prostej. Muszę przyznać, że jeszcze na żadnym biegu nie spotkałem się z tak oryginalnym pomysłem. Szkoda tylko, że nie zamieszczono wyników z tej klasyfikacji. Miejmy nadzieję, że za rok pomysł zostanie, a wyniki zostaną opublikowane.

Po skończonej rywalizacji można było zjeść ciepłą zupę oraz skorzystać z bezpłatnego masażu. Choć kolejka do masażu przesuwała się bardzo powoli i osoby chcące skorzystać z przyjemności, która świetnie służy zmęczonemu biegiem ciału, musiały wykazać się dużą cierpliwością, to oczekiwanie na posiłek było stosunkowo krótkie. Najlepsi biegacze otrzymali także nagrody, których wartość jest kolejnym czynnikiem pozytywnie wyróżniającym Bieg Siedleckiego Jacka na tle innych biegów. Na pochwałę zasługuje także fakt, że stworzono oddzielną klasyfikację dla zawodników z polskim obywatelstwem. Takie działanie znacznie wspomaga rozwój krajowych zawodników.

Poza tym bardzo cieszy fakt, że w tym roku, tak jak w poprzednich, najszybsi zawodnicy zostali przebadani na doping. Taka praktyka wciąż jest niestety rzadkością podczas organizowanych w Polsce biegów ulicznych, a wielka szkoda – powinno się promować zdrową i uczciwą rywalizację sportową, gdzie główną rolę gra ilość czasu i sił poświęconych na trening, a chęć poświęcania zdrowia i oszukiwania innych w imię „wyniku za wszelką cenę” powinna być nieustannie zwalczana.

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.