W sobotę o 15:00 wsiadłem do pociągu z Warszawy do Szczecina. Ponad 5 godzin jazdy i byłem na miejscu. Szczecin to miasto, do którego nie żywiłem jakiejś specjalnej sympatii, bo najzwyczajniej w świecie nigdy nie miałem okazji poznać tego miasta od podszewki. Aż do tego roku. Szczecin zaskoczył mnie m.in pięknym budynkami, niezwykłą historią, najlepszym włoskim makaronem jaki jadłem w życiu (restauracja Radecki) oraz bajeczną trasą do biegania jaką jest Arkonka. Szczecin zasłużył również na moje dozgonne współczucie z powodu stosunkowo ograniczonego dostępu do morza, nie wspominając o tym, że Paprykarz Szczeciński nie jest ze Szczecina.
Logowanie
Rejestracja
Zacznij trenować już dziś!
(Rejestracja do niczego nie zobowiązuje)
- sie 31, 2016
- Podróże
- 4 komentarzy
4500 - prawie tyle imprez biegowych w ciągu roku jest organizowanych w Polsce. Szaleństwo. O tym, w której imprezie wystartować, często decydują detale, a tylko nieliczne imprezy zasługują na miano kultowych. Mamy stosunkowo niewiele imprez, na które przyjeżdżają biegacze z całej Polski, nie mówiąc o biegaczach spoza naszego kraju. Organizatorzy prześcigają się w pomysłach jak przyciągnąć kolejnych uczestników biegu. Wiadomo: więcej startujących, większy prestiż, większe budżety, a ostatecznie większe możliwości.
Przyznam się szczerze, że bieganie na zawodach zaczyna mnie powoli męczyć. Bo doprawdy dziwny jest ten świat. Poświęcasz swój cały weekend. Jedziesz na drugi koniec kraju. Inwestujesz swój czas i pieniądze tylko po to, aby... przebiec te dwadzieściakilka kilometrów. I jeszcze za to płacisz! Płacisz za to, że zarąbałeś się na mecie niczym dzik, który przez całą noc obierał żołędzie.I co najgorsze, to uzależnienie od wysiłku jest uzależniające.
W sobotę o 15:00 wsiadłem do pociągu z Warszawy do Szczecina. Ponad 5 godzin jazdy i byłem na miejscu. Szczecin to miasto, do którego nie żywiłem jakiejś specjalnej sympatii, bo najzwyczajniej w świecie nigdy nie miałem okazji poznać tego miasta od podszewki. Aż do tego roku. Szczecin zaskoczył mnie m.in pięknym budynkami, niezwykłą historią, najlepszym włoskim makaronem jaki jadłem w życiu (restauracja Radecki) oraz bajeczną trasą do biegania jaką jest Arkonka. Szczecin zasłużył również na moje dozgonne współczucie z powodu stosunkowo ograniczonego dostępu do morza, nie wspominając o tym, że Paprykarz Szczeciński nie jest ze Szczecina.
Ale to tylko szczegóły.
Skupmy się jednak na konkretach, czyli na Półmaratonie w Szczecinie, który był moim pierwszym biegiem w tym cudownym mieście. Z logistycznego punktu widzenia, trudno się do czegokolwiek przyczepić, zresztą nie należę do tego sortu Polaka, który lubi narzekać. Trudno mnie zdenerwować i wyprowadzić z równowagi (moja energia jest zbyt cenna, aby trwonić ją na głupoty).
Łącznie ponad 3 tysiące osób startujących w biegu na 10km i półmaratonie dały wrażenie imprezy, która ma ambicje w przyszłości być jedną z większych w Europie. Szczecin z racji naturalnej bliskości do naszych niemieckich sąsiadów ma w moim odczuciu ogromny potencjał na pozyskanie sporej ilości gości spoza granic naszego kraju. To po pierwsze. Po drugie dało się odczuć, że organizatorzy biegu sami są biegaczami i kochają to co robią. To duża wartość, gdy w tym co robisz jest coś więcej niż tylko zarabianie pieniędzy.
Z pewnością Półmaraton w Szczecinie nie jest imprezą dla wszystkich. Pogoda pod koniec sierpnia nigdy nie jest łaskawa. Organizatorzy nie zdobyli jeszcze umiejętności manipulowania pogodą przez co prawie trzy tysiące osób na własne życzenie przeżyło bieg na patelni. Trasa biegu nie ułatwiała życia - sporo podbiegów, liczne zakręty i co jakiś czas wybrukowana trasa... To na pewno nie są warunki dla każdego. Jednak jak powiedział Jerzy Skarżyński, ambasador Półmaratonu w Szczecinie: "nie każdy półmaraton musi być najszybszy". Z mojej perspektywy przebiegnięcie tak trudnego półmaratonu jest świetnym sprawdzianem przed docelowymi startami jesiennymi. Bo jeśli dasz radę w Szczecinie, to... dasz radę gdziekolwiek indziej. Czasami warto wziąć udział w ciężkim biegu, żeby docenić wygodę biegania po szybkiej i równej trasie.
Pomimo masowości imprezy, zaskoczyła mnie atmosfera biegu. Co chwilę do biegu zagrzewali kibice, którzy byli rozstawieni przez całą długość trasy. Nie było ich jakoś przerażająco dużo (grono nieliczne lecz śliczne), ale doping był naprawdę serdeczny.
A co poza tym? Trudno mi oceniać bieg, jeśli jest się typem człowieka, który zazwyczaj biegnie z przodu (więc nie muszę się przepychać, ani walczyć o wodę) i nie ma większych oczekiwań oprócz po prostu czerpania radości z biegu. Gdybym miał opisać swój start, to streściłbym go tak:
Wystartowałem. Nieco za szybko, bo pierwszy kilometr śmignąłem w 3'40'' - popełniłem błąd neofity, który całe szczęście naprawiłem na kolejnych dwóch kilometrach. Od samego początku wiedziałem, że to będzie trudny bieg, raz ze względu na skwar, dwa ze względu na trasę. Postanowiłem, że do 10 kilometra nie będę się wysilać, i dopiero po 15 kilometrze ruszę do ataku. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Po mniej więcej połowie dystansu, oblałem się sporą ilością zimnej wody i postanowiłem ruszyć do przodu. Do 10 kilometra biegłem w okolicach 20. miejsca. Z każdym kolejnym kilometrem było coraz lepiej. Ustabilizowałem się na prędkości 4'00'' i stwierdziłem, że będę ją trzymać do końca. Ostatecznie ukończyłem bieg na 8. miejscu, zajmując 2. miejsce w swojej kategorii wiekowej. Na mecie nie umierałem z bólu. Po prostu zależało mi na dobrym treningu. Gdybym dał z siebie wszystko, musiałbym odpoczywać przez kolejne 7-10 dni, co wykluczyłoby mnie z realizacji ważnych dla mnie jednostek treningowych w najbliższej przyszłości. Na życiówkę nie było szans. A tak... zrobiłem dobry trening, udowodniłem sobie, że jestem na dobrej drodze. Kropka. Cel osiągnięty! Czasami lepiej odpuścić...
Półmaraton w Szczecinie zaliczam do tych imprez, do których chciałbym regularnie wracać, dlatego do zobaczenia za rok... może dwa :)
Biegnij, aż już nie będziesz mógł. A potem pobiegnij jeszcze trochę. Znajdź nowe źródło energii i woli. I biegnij jeszcze szybciej.
Scott Jurek – "Jedz i biegaj"
Dyskusja