Nie ma takich samych chwil. Nic w tym świecie dwa razy się nie zdarza. Wszystko się zmienia i to jedyna stała, co do której możemy być pewni. Idąc dalej, jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak zmieniła się moja pasja do biegania na przestrzeni ostatnich 15 lat. Przebyłem cholernie długą drogę, począwszy od pogoni za medalem na Igrzyskach Olimpijskich, aż do dzisiaj, czyli do momentu, w którym zwyczajnie nie chce mi się ścigać ze światem i co najważniejsze z samym sobą. Za każdy element drogi jestem wdzięczny, bo to ona doprowadziła mnie do momentu, w którym jestem. A kim jestem dziś? W skrócie: szczęśliwym człowiekiem cieszącym się z życia (co nie oznacza, że od rana do wieczora, mam uśmiech od ucha do ucha i rozsadzają mnie endorfiny). Moim największym osobistym sukcesem i samoobserwacją jest to, że dosłownie w każdej chwili i w każdej sytuacji jestem w stanie zauważyć sens i piękno. Ta sztuka wymagała ode mnie przebiegnięcia niezliczonej ilości kilometrów sam na sam. I powiem wam, że „sens” i poczucie piękna, to nie zawsze droga usłana różami. :)

Niesamowite jest również to, że mimo zupełnie innych celów, które wiążę dziś z bieganiem, to nadal mam ochotę na sentymentalne podróże w czasie. Co konkretnie mam na myśli? Tylko tyle, że dziś biegam przede wszystkim dla zdrowia, bez zegarka, najlepiej z psem i bez stawiania sobie celów. Celem samym w sobie jest bieganie i czerpanie radości z tego, że jestem zdrowy i mogę obcować z naturą. KROPKA! To DZIŚ w zupełności wystarcza mi do realizacji swojej pasji i miłości do biegania (bo kocham biegać bezwarunkowo). Nie będę się jednak oszukiwać, że jeszcze niedawno podjąłem kolejną próbę powrotu do wyczynowego biegania. Kolejna próba uświadomiła tylko albo aż tyle, że… to już nie mój etap. Przynajmniej nie na ten moment.

Czasami jednak wciąż mam ochotę założyć swoje najszybsze buty do biegania, włączyć stoper i… dać z siebie wszystko. Różnica polega na tym, że kiedyś włączałem stoper codziennie, dziś włączam go raz od wielkiego dzwonu i nie mam wobec siebie specjalnych oczekiwań. Celem jest po prostu osiągnięcie stanu, w którym dajesz z siebie wszystko. Wciąż dostrzegam piękno w rywalizacji, ale nie jest ona dla mnie na tyle kusząca, abym codziennie trenował w pocie czoła, aby być lepszą wersją siebie. Przeszłość, a co za tym idzie, droga, którą przebyłem, wpłynęła na mnie na tyle, że dzisiaj BYCIE LEPSZĄ WERSJĄ SAMEGO SIEBIE znaczy dla mnie również co innego. Panta rhei!

Pamiętajcie również, że to TYLKO mój punkt widzenia i moje podejście do biegania. Bynajmniej nie chcę nikogo do niczego przekonywać, że taka droga jest słuszniejsza, lepsza czy naszpikowana większą ilością przygód. To po prostu moja droga i każdy ma swoją. Staram się mieć na tyle otwarty umysł, że szanuję każdą i nie oceniam nikogo w swoich działaniach. Każdy ma prawo żyć jak chce, a oceniać nas może tylko bóg.

Moja pasja biegania zmieniła się wręcz spektakularnie na przestrzeni ostatnich 15 lat. Z początkiem trenowałem dla pasji bycia najlepszym. Chciałem  być mistrzem olimpijskim. Dziś moja definicja bycia mistrzem olimpijskim, to zwyczajnie (albo nadzwyczajnie) bycie szczęśliwym z samym sobą – nie na pokaz, nie dla poklasku, nie dla innych – bycie szczęśliwym przede wszystkim dla siebie, bo to według mnie konieczny warunek, który trzeba spełnić, aby rozdawać to szczęście dalej. Z pełnym przekonaniem i nieukrywaną dumną, mogę powiedzieć, że na DZIŚ (które chcę, aby trwało wiecznie) jestem człowiekiem szczęśliwym, ale dalekim od spełnienia. Czym jest dla mnie szczęście? Mógłbym pisać o szczęściu książki, a i tak nikt mnie nie zrozumie, bo szczęście nie może być zrozumiane. Szczęścia można tylko doświadczyć. Albo i nie. I ja go ostatnio doświadczam, nie tylko na poziomie biegania. Bieganie jest dla mnie tylko malutką częścią doby. Kiedyś było moim całym życiem od rana do wieczora, dwa-cztery na dobę. Taka eksploatacja pasji, musiała prędzej czy później zaowocować zmęczeniem, znudzeniem, zdystansowaniem się. Coś musiało umrzeć, aby coś wydało nowe plony. I tak… w błyskawicznym tempie, przechodzimy do momentu, który miał miejsce 3. kwietnia na 11. PZU Półmaratonie Warszawskim.

Czyli wczoraj.

Współtworzyłem szalony projekt, którego efekty przerosły moje oczekiwania. Wziąłem udział w kampanii telewizji AXN, której celem była promocja drugiego sezonu serialu „Flash” przy współpracy z marką najlepszych butów na świecie, czyli New Balance (oczywiście, to tylko moje skromne zdanie). Zrobiliśmy konkurs, ostatecznie zebraliśmy drużynę „Flasha” i wystartowaliśmy w największym półmaratonie w Polsce, a konkretniej w sercu mojej ukochanej Warszawy. Kropką nad „i”, a dla mnie najpiękniejszym elementem projektu był ostateczny cel, czyli akcja charytatywna, której efektów się nie spodziewałem. Tzn.: wiedziałem jaką siłę mają dobrzy ludzie, ale jeszcze chyba nie wierzyłem, że mogę tę siłę współtworzyć, żeby nie powiedzieć: kreować.

11. Półmaraton Warszawski ukończyłem w czasie niemal 2.5 godzin (a to wynik bardzo daleki od mojego optimum). Na metę wpadłem wykończony. Zamiast 21 kilometrów z małym haczkiem, ja zrobiłem ponad 25 kilometrów. To wszystko dlatego, że celem mojego biegu, było pozwolenie sobie na bycie totalnym sobą, czyli świrem, który robiąc z siebie debila, kocha dawać ludziom radość. Odkryłem w sobie, że największą satysfakcję w życiu (jak dotąd), sprawia mi dawanie uśmiechu innym. To właśnie dlatego, przebrałem się za Flasha i wykorzystałem swój dar do szybkiego biegania, do robienia regularnych, 200-300 metrowych sprintów na trasie połówki, w trakcie których wyrzucałem z siebie szereg głośnych salw śmiechu lub pełnozdaniowych okrzyków, takich jak np.: „Ludzie! Palą mi się stopy!”, „Pomóżcie mi się zatrzymać!” itd. Dokładając do tego taniec (który też kocham) przy punktach kibicowania, bieganie pod prąd celem przybijania piątek czy wygłupianie się przed kamerami, zgotowałem sobie po prostu wariacki bieg, pełen uśmiechu, radości i życzliwości wielu biegaczy.

Jak pisałem wcześniej, finał akcji odbył się tego samego dnia i został przeniesiony do świata wirtualnego. Poniższy obrazek mówi sam za siebie. Jedyne co mogę napisać w obliczu tego całego dobra, które się zadziało, to… ogromna wdzięczność za to, że mogłem stać się elementem tej układanki. Pokazałem sobie, swoim fanom i swoim wszystkim hejterom, że bieganie to narzędzie do pomagania, bycia zdrowym, szczęśliwym, pięknym, młodym… i co tam sobie jeszcze życzysz.

FLASH ROBI DOBRO! Jeśli zbiorę 3500 polubień pod tym zdjęciem, to AXN Polska przekaże 3500 zł na fundację Naszmaraton -...

Posted by Mateusz Jasiński - Bieganie stylem życia on Sunday, 3 April 2016

Droga pasji, to nie zawsze łatwa droga, ale dzięki niej wiem dziś jedno: jeśli miałbym za cokolwiek w życiu umrzeć, to tylko za miłość. Nie ma nic cenniejszego niż miłość i podążanie drogą pasji.

Czas oficjalnie otworzyć nowy, piękny rozdział.

Bo najlepsze jest zawsze przed nami!

RóbMY dobro dobrzy ludzie!

 


Premiera The Flash 2

Premiera The Flash 2 odbędzie się 18 kwietnia o 22:00 w AXN. Kolejne odcinki będą emitowane w każdy poniedziałek o 21:00 i 22:00.

FLASH – Amerykański serial telewizyjny, spin-off serii Arrow, oparty na uniwersum wykreowanym przez DC Comics. Jego bohaterem jest Barry Allen/Flash, walczący z przestępczością superbohater, który posiada moc poruszania się z nadludzką prędkością. Barry Allen budzi się 9 miesięcy po tym, jak został trafiony przez piorun. Odkrywa, że z powodu wypadku zyskał możliwość poruszania się z prędkością błyskawicy. Dzięki nowej mocy i zaufanej ekipie Barry rozpoczyna walkę ze złem w Central City jako superbohater – Flash.

 

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.