Giorgio Calcaterra przyszedł na świat 11 lutego 1972. Po ukończeniu liceum w 1995, rozpoczął pracę jako taksówkarz w Rzymie. Pasja do biegania towarzyszyła mu od dzieciństwa. W wieku 10 lat, zachęcony przez ojca, wziął udział w Stracittadina di Roma, jednym z biegów towarzyszących Maratona di Roma. Gdy tylko skończył 18 lat, wziął udział w Maratona di Roma, kończąc bieg z czasem 3:29. Po tym przelotnym doświadczeniu minęło 8 lat, zanim Giorgio znów pobiegł na królewskim dystansie w Grottazzolina we Włoszech. Od tego czasu ukończył blisko 200 maratonów. W 2000 roku, oprócz ustanowienia własnej życiówki – 2:13:15, pobił światowy rekord na największą ilość maratonów pokonanych w jednym roku poniżej 2:20. Giorgio przebiegł ich 16, za co otrzymał prestiżową nagrodę od Runner’s World. Po kilku wyścigach na 50km, w 2006 zdecydował się wziąć udział w „100 km del Passatore” we Włoszech, z Florencji do Faenzy. Wynik? Co najmniej dobry – wygrana z czasem 6:45. To zwycięstwo zapewniło mu miejsce w narodowej kadrze ultramaratończyków, w której m. in. trzykrotnie zdobył mistrzostwo świata na dystansie 100 km w 2008, 2011 oraz 2012 roku.

Właśnie ON z przyjemnością udzielił wywiadu mi, udzielił wywiadu dla TrenerBiegania.pl, udzielił wywiadu Wam! :) Serdecznie zapraszam do jego przeczytania!


Wyobrażam sobie, że rok 2000 był dla Ciebie wyjątkowy, oprócz ustanowienia życiówek na wszystkich dystansach – 30min na 10km, 1h 5min na dystansie półmaratonu i 2h 13min 15sek w maratonie. Powiedz, jak wspominasz ten rok – jak wyglądał Twój trening, ile kilometrów dziennie biegałeś?

Tak, zdecydowanie to był bardzo dobry rok, w którym najwięcej biegów ukończyłem z dobrymi rezultatami. Biegałem 30km dziennie – 15 rano i 15 wieczorem, oszczędzając się odrobinę przez ostatnie trzy dni tygodnia, bo w niedzielę brałem udział w zawodach. Ścigałem się właściwie w każdą niedzielę. W tamtym roku przebiegłem 16 maratonów poniżej 2h 20min, ale łącznie było ich 21. Niektóre delikatnie powyżej 2:20, dlatego nie liczą się do rekordu, ale jednak je przebiegłem. Poza tym, brałem też udział w innych zawodach – w biegach na 10km, w półmaratonach. Także pierwsze trzy dni tygodnia biegałem po 30km, a trzy ostatnie spuszczałem trochę z tonu. 30km robiłem już w dzień po maratonie, bo dla mnie istotne były nie tylko starty w maratonach, ale przede wszystkim nie tracenie dni treningowych. Gdybym odpoczywał np. 3 dni po każdym maratonie, a później może oszczędzałbym się 3 dni przed kolejnym, wyszłoby na to, że w ogóle bym nie trenował. To był rok, w którym, z biegowego punktu widzenia, wszystko przychodziło mi łatwo. Po prostu czułem się dobrze.

Czy pobicie tego światowego rekordu było Twoim celem, czy po prostu biegałeś maraton za maratonem, a rekord sam się ustanowił?

Dokładnie. O rekordzie dowiedziałem się już, gdy właściwie go pobiłem, brakowało chyba tylko 2 maratonów. Mówiąc szczerze, nie wiedziałem nawet, że taki rekord istnieje. Biegałem maratony, bo sprawiało mi to przyjemność. Był to też sposób na zwiedzenie nowych miejsc, przeżywanie nowych doświadczeń. Kończąc jeden maraton, dostawałem zaproszenie na kolejny, a że nie potrafiłem odmówić, brałem udział w maratonie prawie w każdą niedzielę.    

Po wielu maratonach i startach na 50km, w 2006 zdecydowałeś się na start w biegu na 100km. Skąd ta decyzja i jakie są według Ciebie różnice między maratonami i ultramaratonami – zarówno jeśli chodzi o wysiłek i przygotowanie fizyczne oraz psychiczne?

Wystartowałem w biegu na 100km, bo byłem ciekawy, po prostu byłem ciekawy nowego doświadczenia. Nigdy wcześniej nie brałem udziału w czymś takim, a ten dystans zawsze mnie ciekawił. Poza tym miałem ochotę na coś nowego. Maratonów przebiegłem już naprawdę wiele, biegu na 100km – nigdy. Chęć zmierzenia się z tym dystansem wydawała mi się logiczna. Biegnąc po raz pierwszy myślałem, że to będzie jedyny raz, bo 100km to naprawdę dużo. Jednak, tamten wyścig poszedł naprawdę dobrze – wygrałem, więc zacząłem patrzeć na 100km z innej perspektywy. Różnica pomiędzy zaangażowaniem i wysiłkiem włożonymi w maraton i ultramaraton jest zasadnicza. Maraton, przynajmniej dla mnie, stał się już czymś całkiem łatwym. Nawet jeśli nie byłbym w stanie utrzymywać świetnego tempa, 42km mógłbym pokonywać prawie codziennie, 100km – nie. 100km wymaga znacznie większego zaangażowania, również psychicznego. Zdajesz sobie sprawę, że może wydarzyć się znacznie więcej. Wiesz, że jeśli pojawia się kryzys, to być może będziesz musiał się z nim mierzyć znacznie dłużej. Oczywiście, kryzys może przyjść także podczas maratonu, ale jak mówiłem, dla mnie maraton stał się już czymś znacznie łatwiejszym, 100km, natomiast, nie. 100km to nadal taki bieg, którego nigdy nie jestem pewien, nigdy nie wiem jak pójdzie. Za każdym razem gdy się z nim mierzę, robię to z radością, ale i ze strachem, bo 100km to naprawdę dużo.

Czy to najdłuższy dystans jaki pokonałeś?

Tak. Najwięcej przebiegłem 100km. Znajomi pytają mnie, dlaczego nie spróbuję dłuższego dystansu, ale mówiąc szczerze moim celem nie jest bieganie więcej i więcej. Uważam, że już przejście z 42km do 100km było dużym i ważnym krokiem. Biegi na jeszcze dłuższe dystanse na pewno są czymś ciekawym, ale teraz po prostu nie czuję takiej potrzeby, poza tym też trochę się boję.

Nie udało mi się zliczyć wszystkich maratonów i biegów na 100km, w których wziąłeś udział. O jakich liczbach możemy mówić?

Mi też nie udało się ich policzyć. Wydaje mi się, że jeśli chodzi o maratony, to było ich ok 200. Naliczyłem 196–198, ale możliwe że któryś przeoczyłem. Jeśli chodzi o ultra, 100km biegam od 10lat. Ukończyłem też wiele biegów na 50km, ale pomijając te na 50, skupiając się na tych na 100, biorąc pod uwagę, że biegam je od 10 lat i mniej więcej 2 na rok, pewnie było ich ok. 20, ale i w tym przypadku nie jestem w stanie podać dokładnej liczby.

W 2011 walczyłeś z dyskopatią, która na wiele miesięcy wyłączyła Cię z treningów. Na pewnym etapie kuracji odwołałeś operację, przestałeś brać leki przeciwzapalne i jak sam mówisz „zacząłeś myśleć i doszedłeś do wniosku, że urodziłeś się by biegać”. Skąd taka refleksja i jak mógłbyś ją odnieść do swojego życia? Czy jest to Twoja życiowa filozofia?

Tak, zdecydowanie. Dla mnie bieganie jest filozofią życiową w takim sensie, że to co robię, gdy biegam, stosuję też w życiu. Np.: podczas biegu przydarzają się różne kryzysy, spotyka się różne przeciwności i komplikacje. W takich momentach zaciskam zęby, odrobinę zwalniam, staram się zrozumieć, na czym polega problem, ale nie poddaję się – biegnę dalej. To samo robię w życiu. W bieganiu to, co owocuje, to bycie konsekwentnym, tj. trenowanie każdego dnia. Bycie konsekwentnym jest istotne także w życiu. W życiu, jeśli chcesz osiągnąć jakiś cel, zarówno zawodowy, jak i w innych dziedzinach, musisz być konsekwentny. Tak więc zawsze widzę to podobieństwo między bieganiem i życiem. Dlatego też lubię mówić „bieganie moim życiem”. Jeśli chodzi o dyskopatię, nie wiem do końca, czym była spowodowana. Niektórzy mogliby obarczać za to winą bieganie, ale ja nie sądzę, aby to było to. W tamtym czasie pracowałem jako taksówkarz i 8 godzin dziennie spędzałem za kółkiem. Może być, że dyskopatia powstała właśnie na skutek tego, że tyle godzin dziennie jeździłem samochodem. Poza tym, ulice Rzymu zdecydowanie nie są gładkie, ale pełne dziur. Próbowałem wielu kuracji, ale widząc, że żadna nie działała, po 3–4 miesiącach przerwy, zacząłem powoli wracać do biegania. Wprawdzie nadal czułem ból, ale zaskoczyło mnie, że im więcej biegałem, tym lepiej się czułem. Oczywiście już po pierwszej fazie urazu, w której absolutnie nie mogłem biegać i gdy biegałem ból się nasilał. Z tego, co wiem, znaczną część dysku stanowi woda, która chroni go przed ocieraniem i amortyzuje różnego typu wstrząsy. Odwodnienie dysku prowadzi do uszkodzenia jego struktury, także na urazy jest narażony nerw kulszowy, który właśnie bardzo mi dokuczał. Szczególnie na początku, gdy znów zacząłem jeździć taksówką, bardzo dawał się we znaki. Gdy wysiadałem z auta, natomiast, i szedłem na chociażby 5 minutową przebieżkę, od razu czułem się lepiej. Właśnie dlatego spontanicznie i naturalnie przyszło mi mówić, że „urodziłem się, aby biegać” [Correre e' la mia vita– tytuł autobiografii Giorgio]. To zdanie, którym oddaję hołd bieganiu i temu co ono mi dało. Poza tym, wydawało mi się, że faktycznie tak jest, że moim przeznaczeniem jest bieganie. Przecież siedząc czułem się źle, biegając czułem się lepiej!

Wings for Life – jedyny na świecie bieg charytatywny tego typu. Przebiegłeś 88,44km w 5,5h, pokonując też Bartosza Olszewskiego, Polaka jak ja, który zajął drugie miejsce. Proszę, opowiedz mi o swoich doświadczeniach z tego biegu. Ile kilometrów planowałeś przebiec jeszcze przed startem i o czym myślałeś podczas biegu?

Byłem bardzo skoncentrowany zarówno przed, jak i podczas wyścigu. Moim celem było 80km. Przed rokiem przebiegłem 78, ale na znacznie trudniejszej trasie, jako że wyścig odbywał się w Weronie i było tam wiele podbiegów. Wiedziałem, że nie będzie to łatwe, ale 80km byłoby też rekordem wszystkich edycji biegu, więc właśnie to było moim celem. Obliczyłem, że aby przebiec 80, będę musiał biec 3:50 na kilometr, więc wyruszyłem z planem, aby biec w tym tempie. Pierwsze kilometry wychodziły szybciej, nawet 3:45, 3:44 i zastanawiałem się, czy aby nie zwolnić. Jednakże pomyślałem – nie, z samopoczuciem wszystko w porządku, dobrze się biegnie, więc będę kontynuował z takim tempem. Kilometr po kilometrze udało się utrzymać 3:45. Ostatecznie średnie tempo całego biegu wyszło na tym poziomie, zatem były też momenty, gdy biegłem szybciej, a pod koniec odrobinę zwolniłem. Mówiąc szczerze, na ostatnich kilometrach zwolniłem, bo nie było już punktów żywieniowych, więc samo kontynuowanie biegu było dla mnie bardzo trudne. Ostatni punkt był na 80 kilometrze, a na 85  nie dostałem już nic, przez co zmęczenie znacznie bardziej dało o sobie znać. Poza tym, wiedziałem, że jestem pierwszy, więc ostatnie 2-3 kilometry przebiegłem znacznie spokojniej. Tak czy tak, podczas biegu byłem bardzo skupiony na biegu, na utrzymaniu odpowiedniego tempa i na osiągnięciu 80km. Przy 40km zdałem sobie sprawę, że uda mi się przebiec więcej, bo miałem trochę zapasu. 80km powinienem przekroczyć po 5h 6min, więc 40 po 2h 33min, a wyszło poniżej 2h 30min, więc zrozumiałem, że dam radę do 82. W tamtym momencie plan się zmienił – chciałem przebiec 82km. O 88 nawet nie myślałem.

Rozumiem. A co myślisz o tym zdaniu „biegnij dla tych, którzy nie mogą biec”?

To jest wyjątkowo piękne zdanie i ma głęboki sens. Jestem też przekonany, że jeśli więcej będziemy inwestować w badania, w pewnym momencie uda się znaleźć odpowiednie metody leczenia urazów rdzenia kręgowego. Przy okazji biegu, często słyszy się to zdanie „biegnij dla tych, którzy nie mogą biec”, a całość środków zebranych z opłat startowych zostaje przekazana właśnie na badania dotyczące urazów rdzenia. Całkowicie to popieram.

W tym roku skończyłeś 44 lata. Jak widzisz swoją przyszłość jako długodystansowiec – zarówno najbliższe lata, jak i dalszą przyszłość?

Muszę powiedzieć, że teraz o tym nie myślę. Poza tym wiem, że 44 lata to nie mało. Gdy miałem 20, nigdy bym nie pomyślał, że w wieku 44 nadal będę w takiej formie,. Jestem zadowolony z tego, co już osiągnąłem. W tym momencie nie myślę o przyszłości w żaden konkretny sposób. Wyobrażam sobie siebie w obecnym stanie, w obecnej formie, jeszcze przez jakiś czas, ale nie wiem dokładnie jaki. Być może niedługo to wszystko się skończy. Być może potrwa jeszcze rok, czy dwa. Mam nadzieję, że więcej, ale nic nie przewiduję. Tak jak mówiłem, 44 lata to nie mało. Nawet jeśli ich nie czuję, jestem świadomy, że są.

Jaką radę miałbyś dla tych, którzy biegają i mierzą się z różnymi trudnościami i przeciwnościami?

Moją radą oraz życzeniem dla wszystkich biegaczy jest, aby byli zawsze wytrwali i, aby postrzegali bieganie jako przyjemność oraz czynność, która dobrze wpływa zarówno na samopoczucie, jak i zdrowie. Nie skupiajcie się za bardzo na wynikach. Nie dążcie do nich za wszelką cenę, bo w ten sposób możecie sobie zaszkodzić, a nie o to w tym chodzi. Przeżywajcie bieganie z radością. Z czasem wyniki same przyjdą. Dążcie do celu krok po kroku, kilometraż zwiększajcie powoli, a przede wszystkim starajcie się śmiać i cieszyć chwilą, bez nadmiernego stresu.


Bez wątpienia osiągnięcia i rekordy Giorgio budzą podziw i szacunek, ale nie na to chciałbym zwrócić Waszą uwagę. Otóż, najistotniejszym dla mnie, jest wątek dyskopatii i powrotu do biegania. Giorgio im więcej biegał, tym lepiej się czuł. Zaskakujące? I tak i nie. Skądś to znam. Redaktor naczelny Trenerbiegania.pl, Mateusz też wyleczył się z astmy dzięki bieganiu i chodzeniu po górach. O czym to świadczy? Dwa PRZYPADKI pozytywnego wpływu sportu, biegania na życie i zdrowie? No nie, nie bardzo. Właśnie o TO w tym chodzi… Sposób myślenia o walce z różnego typu dolegliwościami jest błędny. Sposób postrzegania biegania i sportu przez wielu ludzi jest często absurdalny. Mam znajomego, który za każdym razem, gdy rozmawiamy o sporcie, przekonuje mnie, że i tak na starość będę w kiepskiej formie i powtarza „sport to nie jest zdrowie”… Co byłoby, gdyby Mateusz i Giorgio ulegli takiemu myśleniu? Na pewno nie zawsze, ale bardzo często, odpowiedź i lekarstwo leżą w świeżym powietrzu, w sporcie, w BIEGANIU. Oni dwaj przekonali się o tym na własnej skórze. Kolejnym istotnym elementem wywiadu jest odpowiedź Giorgio na pytanie dotyczące jego planów na przyszłość. Giorgio podkreśla, że w tym momencie wcale nie myśli o przyszłości. Nie myśli o tym czy za kilka lat nadal będzie w tak znakomitej formie. Nie żyje w lęku przed kontuzją i przed, często bolesnym, spadkiem ze światowego biegowego podium. Giorgio po prostu biega. Żyje chwilą. Jego rada dla biegających, natomiast, jest bardzo prosta – cieszcie się życiem, cieszcie się bieganiem. Zostawiam Was z tą radą i z moimi wnioskami dotyczącymi życia Giorgio Calcaterry, a sam idę o tym pomyśleć, uwaga, podczas biegu, bo wtedy najlepiej się myśli. Wszystkiego dobrego!

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.

Wysłane przez Em (niezweryfikowany) w wt., 2017-05-09 04:59

Autobiografia Calcaterry nosi tytuł "Correre è la mia vita", co w tłumaczeniu znaczy "Bieganie moim życiem".

Wysłane przez Marcin Banasik (niezweryfikowany) w wt., 2017-05-09 05:39

Dziękuję za sprostowanie. Znam znaczenie tytułu - przeczytałem książkę w oryginale. Podczas naszej rozmowy Giorgio użył tego sformułowania, że jest 'nato per correre' - urodzony, aby biegać. Stąd nieporozumienie. Natomiast książka - tak "Correre è la mia vita". Dzięki za zwrócenie uwagi na detale. Mam nadzieję, że w wywiadzie było jeszcze coś ciekawego, oprócz tej pomyłki. Pozdrawiam.