Dariusz Strychalski, to dzięki takim ludziom jak on człowiek uświadamia sobie, że nie ma rzeczy niemożliwych. Skromny i pokorny, a zarazem silny i waleczny. Nauczyciel motywacji. Niepełnosprawny biegacz, który ukończył najcięższy ultramaraton na świecie – Badwater w Dolinie Śmierci. Urodził się w 1975 roku w Dobrym Mieście na Podlasiu. Był zdrowym chłopcem, aż do momentu wypadku samochodowego. 8-letni Darek przez 2 miesiące znajdował się w śpiączce, lekarze nie dawali większych szans na przeżycie. Wypadek postawił Darkowi mnóstwo ograniczeń. Mimo paraliżu prawej strony ciała, przykurczu w ręce, zaniku mięśni i problemów ze wzrokiem – walczył. Zaczął w 2000 roku jako samouk. Ukończył maraton z czasem 3 godziny 36 minut, Spartathlon na dystansie 246 km, 5 etapowy bieg Wiedeń-Bratysława-Budapeszt, Ultramaraton na Węgrzech i morderczy bieg Badwater w Californi. To tylko niektóre osiągnięcia Darka Strychalskiego. Najbardziej imponuje mi jego siła i walka z niepełnosprawnością. Wielu z nas brakuje motywacji, aby zmusić się do systematycznego treningu i pokonać własne słabości. Wymówki, kontuzje, niedyspozycje, brak czasu, co jeszcze?  Darek jest źródłem nieskończonej ilości motywacji i siły nie tylko w nogach, ale przede wszystkim w głowie.

W Twoim życiu zdarzyło się coś czego nie byłeś w stanie przewidzieć. Wypadek w drodze ze szkoły, kiedy miałeś 8 lat. Byłeś w śpiączce, a lekarze nie dawali szans. Musiałeś na nowo uczyć się świata.

Wracałem ze szkoły i przechodząc przez pasy zostałem potrącony. W ten sam dzień przeszedłem dwie trepanacje, trzecią rok później. Byłem 2 miesiące nieprzytomny, a kiedy wyszedłem ze szpitala musiałem uczyć się wszystkiego od nowa. Chodzić, pisać, rozpoznawać rzeczy, co to jest krzesło, a co stół. Lekarze na początku nie wierzyli, ze przeżyje. Najważniejsze były pierwsze dni, ale ja walczyłem i pojawiła się nadzieja.

Mówisz o sobie ze jesteś sprawny inaczej. Kiedy idziesz – kulejesz. Darek jak to możliwe, że - biegasz?

Mam prawostronny paraliż, prawa noga jest krótsza o dwa centymetry, a przede wszystkim umięśnienie jest słabsze. Minęło tyle lat, że zdążyłem to zaakceptować. Nawet próbując biegać z wkładkami – nie wychodziło mi to i nie mogłem się przyzwyczaić. W tej chwili nie mogę powiedzieć , jaka jest różnica między mną - osobą niepełnosprawną, a w pełni sprawnym biegaczem, ponieważ nigdy takim nie byłem. Zaakceptowałem moją niepełnosprawność i mierzę się na trasie ze zdrowymi zawodnikami.

Zaakceptowałeś swoją niepełnosprawność, która jednocześnie stanowi Twoją siłę i to jest piękne.

Dziękuję (śmiech) ja uważam, że to jest całkiem normalne.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z bieganiem?

Po wypadku zamknąłem się w sobie i nie wychodziłem z domu, straciłem wszystkich kolegów. Po skończeniu technikum, kiedy miałem 19 lat postanowiłem trochę schudnąć. Jeździłem na rowerze, a kiedy ten się zepsuł zacząłem biegać. Dzięki bieganiu, wyszedłem do ludzi, poznałem nowych przyjaciół i zapisałem się do klubu Stal Białystok. Zaczęły się starty w małych biegach ulicznych, półmaratonach i maratonach.

Twój tata mówi o Tobie : „Bieganie, to jest jego cel w życiu”, a brat uważa Cię za polskiego Forresta Gumpa. Rodzice wspierają Cie w realizacji swoich pasji, od zawsze tak było?

Od zawsze czułem wsparcie rodziny, chociaż przed każdym startem bardzo się o mnie bali. Przed pierwszymi zawodami byli naprawdę przerażeni. W tej chwili już są spokojni i szczęśliwi, że wreszcie mam pasję.

Bad Water – Dolina Śmierci. Skąd pomysł na właśnie ten ultramaraton?

Szukałem czegoś trudniejszego, przebiegłem Spartathlon w 2009 roku, 5 etapowy bieg Wiedeń-Budapeszt na 320 km, 100 milówkę w Hiszpanii, ale wciąż szukałem większych wyzwań. W biegach zagranicznych wspierała mnie fundacja Pramerica i to właśnie oni pomogli zdobyć mi kwalifikacje. Sfinansowali mój wyjazd i w 2012 roku z ekipą polecieliśmy do USA .Narodził się pomysł, dostałem możliwość i spróbowałem.

Mimo walki i wielkiego zaangażowania w 2012 roku, nie udało się ukończyć  Badwater. Co poczułeś, dobiegając na trzeci, jak się później okazało – ostatni dla Ciebie punkt.

Wbiegając na punkt czułem, że to koniec. Organizatorzy przygotowali dla mnie metę, były oklaski i gratulacje. Wiedziałem, że się spóźniłem kiedy dostałem flagę, łza w oku się zakręciła. Później dowiedziałem się, że organizator podjeżdżał do chłopaków, aby ci przekazali mi informację o ukończeniu biegu. Moja ekipa powiedziała, że tego nie zrobi. Organizator podjeżdżając do mnie samochodem też zrezygnował, nie potrafili. Długo zastanawiałem się co poszło nie tak. Przez dwa, trzy miesiące nie dawało mi to spokoju. Pierwszym podstawowym błędem był za późny lot do USA. W Dolinie Śmierci byliśmy w niedziele w południe, a w poniedziałek o 6 rano był start. Nie zdążyłem się zaaklimatyzować, różnica temperatur była wielka. Suche powietrze, sprawiało, że czułem ten ogromny upał – ale wcale się nie pociłem. Każda kropelka potu, która pojawiała się na mojej skroni, od razu wyparowywała z powierzchni skóry. Temperatura sięgała 55C w dzień, a 40C w nocy. To sprawiało, że całą trasę byłem suchy.

Nie udało się w 2012 roku, ale 2014 był dla Ciebie zwycięski. Wróciłeś do Californi i ponownie zmierzłeś się z Badwater.

Po porażce w 2012 roku powiedziałem sobie, że wrócę i pokonam Badwater. W 2013 roku dostałem ponowną kwalifikację i dzięki ludziom udało się zebrać fundusze na ponowny wyjazd. W 2014 polecieliśmy dwa tygodnie wcześniej, dzięki czemu mogłem przystosować się do zmiany temperatury, czasu i wysokości. Pierwszy kryzys złapał mnie na drugim podbiegu, nogi wysiadały i musiałem co chwilę zatrzymywać się na schładzanie, uzupełnienie płynów, posiłek. Następny kryzys przyszedł 40km przed metą. Zacząłem wymiotować, odcięło mi prąd i wtedy padła jednogłośna decyzja, że jeżeli do 2h mój stan się nie poprawi to koniec mojego udziału w Badwater. Siły powoli wracały, a do mety zostało 40km. Udało się, doczłapałem  Przez dwa dni nie mogłem uwierzyć, że udało mi się pokonać ten morderczy dystans. Czas nie miał znaczenia, chciałem wygrać z tym dystansem i z samym sobą.

Początkowo to Tobie pomagano w realizacji marzeń i celów. Dzisiaj to Ty pomagasz. Założyłeś fundację – jej podstawowym celem jest wsparcie innych niepełnosprawnych sportowców, oraz ciężko chorych dzieci, tak było w przypadku Asi. Na czym polegał projekt?

Moja fundacja powstała 2 tygodnie przed wylotem do Stanów w 2014 roku. Pod koniec 2014 roku napisała do nas  Asia Sardyńska z prośbą o pomoc finansową. Czekał ją przeszczep komórek macierzystych, ale nie było środków na zabieg. Oczywiście chcieliśmy pomoc dziewczynce, ale najpierw musieliśmy wpaść na pomysł jak. I tak narodziła się idea charytatywnego biegu na dystansie 510km z Łap do Poznania w 9 dni. Dzięki tej akcji udało się zebrać fundusze i cały zabieg opłaciła fundacja. Wszystko poszło po naszej myśli, Asia w tym roku miała drugi zabieg i widać efekty, a to jest dla mnie najważniejsze.

Jutro startujesz na 115km w Ultra Maratonie Podkarpackim. Czy mimo Twoich wielkich osiągnięć i dystansów jakie przebiegłeś odczuwasz strach przed takim dystansem? Zastanawiasz się czasami co robisz wśród w pełni sprawnych biegaczy, czy to poświęcenie dla biegania ma sens?

Zdarza mi się, oczywiście, ale do wystrzału, później to mija i biegnę. Przed każdym biegiem boję się tak samo, bez względu na dystans, nie ma znaczenia czy to 5km, czy 200km. Czuję pokorę i respekt dla innych zawodników.

Podczas biegu wyłączasz się i skupiasz tylko na czasie, czy wolisz cieszyć się atmosferą, trasą?

Kiedyś startując w maratonach na czas, walczyłem o lepsze wyniki i szczerze mówiąc nie pamiętam za wiele z trasy. Od tamtej pory zmieniłem podejście i zacząłem się rozglądać dookoła. Czerpie maximum z biegu i cieszę się atmosferą, otoczeniem.

Jakie plany biegowe na ten rok?

Na ten rok głównym celem jest start w Himalajach na dystansie 222km. Jest to bieg La Ultra The High, na który zostałem zaproszony przez organizatora. Będzie to moje drugie podejście, ponieważ w zeszłym roku pokonała mnie wysokość.

Wierzysz w teorię że nic nie dzieje się przypadkiem i wszystko ma swój ukryty cel?

Kiedyś patrzyłem na to inaczej, ale dziś mówię, że wszystko jest pisane. Gdyby nie wypadek, prawdopodobnie  stałoby się coś innego. Dojrzałem do tego. Gdyby ktoś 20 lat temu powiedział mi, że będę biegać i wystartuje w maratonie – odpowiedziałbym : „Co Ty gadasz?!” (śmiech). Dziś biegam ultramaratony, nie mam kontuzji i rywalizuje ze zdrowymi biegaczami.

Z Dariuszem Strychalskim rozmawiała Martyna Piątek

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.

Wysłane przez Radek (niezweryfikowany) w ndz., 2016-10-30 13:37

Szacun i podziw