Z trenerem Jerzym Skarżyńskim zetknąłem się po raz pierwszy w 2013 roku, gdy zaczynałem swoje pierwsze nieregularne treningi biegowe.  Wtedy kolega, który widział jak podchodzę do biegania, dla mojego dobra, pożyczył mi książkę „Biegiem przez życie”.  Jeżeli miałbym ją podsumować jednym słowem to byłoby to: superkompensacja. Zjawisko zwiększenia możliwości organizmu po treningu i regeneracji stało się dla mnie środkiem do ekspresowego poprawiania rezultatów. Początek mojego biegania, jak teraz na to patrzę, wygląda śmiesznie.  Ale na pewno dzięki wiedzy o treningu cały czas odnotowuję postęp, choć oczywiście nie tak szybki jak na początku.

W książce zebrane zostało kilka planów treningowych, ale wtedy nie przyciągały mojej uwagi. Większą uwagę przywiązywałem do różnych rodzajów treningów, ćwiczeń ogólnorozwojowych i wzmacniających oraz przede wszystkim celom, czemu to wszystko służy.

Od tamtej pory minęły ponad trzy lata. Nadal biegam. To nawet trochę za mało powiedziane – biegam co raz więcej i lepiej. Na koniec obecnego sezonu 2016 zaplanowałem ostatni start w półmaratonie w Krakowie, na którym spotkałem Pana Jerzego Skarżyńskiego. Start nie przejdzie do historii moich najlepszych wyników – pogłębiłem uraz, którego dorobiłem się trzy tygodnie wcześniej i nie mogłem być z tego powodu bardzo zadowolony. Jestem jednak zadowolony ze spotkania i z zakupu książki  „Trening biegowy metodą Skarżyńskiego”, z dedykacją.

 

 

Przeczytałem już ją całą i mogę powiedzieć, że nauczyłem się sporo. Jest to książka dla biegaczy bardziej zaawansowanych, albo trochę mądrzejszych niż ja przez swoje pierwsze lata przygody z tym sportem. Pokazuje trening na przestrzeni roku, który rzeczywiście ma sens i rozprawia się z kilkoma błędnymi koncepcjami, które pokutowały w mojej głowie. Przede wszystkim koncepcja stałego stabilnego wzrostu formy. Na pewnym etapie nie ma już tego i z formą trzeba celować i trafiać aby robić życiówki. W minionym sezonie czasem mi się udało, a czasem nie i nie wiedziałem dlaczego. Teraz już wiem. Patrząc z góry na swój dziennik treningowy widzę kiedy przesadziłem i przetrenowałem się licząc na utrzymanie się w szczytowej formie przez dwa miesiące. W książce znajdują się instrukcję osiągania szczytu formy w zaplanowanym terminie bez marnotrawienia sił na treningi, które do tej formy nic nam nie wniosą.

Patrząc już trochę bliżej na konkretne treningi widzę dlaczego mój wysiłek często szedł w próżnię i zamiast powodować zwiększanie wydolności powodował przetrenowanie i spadek formy. Bieganie za szybko to ogólnie cecha początkujących biegaczy i takich, którzy sami dla siebie są trenerami. Drugi duży błąd początkujących to brak treningu siłowego i rozciągania. Jak to się mówi, siłę łańcucha mierzy się siłą najsłabszego ogniwa. My początkujący często mamy silne jedno ogniwo: to które mierzy ilość kilometrów tygodniowo. Pozostałe, czyli siła mięśni, sprawność ogólna, właściwa regeneracja, odżywianie - o nich zapominamy, albo myślimy, że same się zrobią. Nieprawda i po przeczytaniu historii człowieka, który biegał na poziomie 28:33 na 10 km będziemy wiedzieli czego nam brakuje poza treningiem.

Internet jest pełen pytań i porad biegaczy na temat złamania bariery 40 minut na 10km lub 3 godzin w maratonie. Są to symboliczne granice, które dla niektórych biegaczy są traktowane jako szczyt możliwości. I rzeczywiście chyba tak jest, choć powody nie są oczywiste. Jeżeli miałbym podsumować jednym słowem książkę pana Jerzego, to byłaby to: regeneracja. Przyznam się szczerze, że prawie nie uwzględniałem tego aspektu treningu w swoim planie. A wygląda na to, że to bardzo duży błąd i powód blokady w rozwoju. Nam amatorom wydaje się, że to trening nas wzmacnia. Nieprawda. Trening niszczy. To regeneracja wzmacnia. Jeżeli będziemy trenować coraz więcej, mocniej, szybciej, to w końcu dojdziemy do samych początków swojego biegania. Mi już się zdarzyło cofnąć w rozwoju i nie jest to przyjemne doświadczenie. W książce podane jest wiele wskazówek odnośnie skutecznej regeneracji, która dałaby nam znacznie więcej niż dodatkowy trening, lub dodatkowe kilometry. W książce jest jasno napisane, że granica osiągnięć dorosłego człowieka jest znacznie dalej niż 40 minut na 10 km. Mam nadzieję, że to prawda, bo moim planem jest osiągnięcie poziomu studenckiego, czyli 35 minut na 10 km. Nie wiem w jakim czasie uda się to zrobić, ale wiem, że dzięki książce mam konkretny plan działania we wszystkich aspektach takich jak: sen, odżywianie, suplementacja, no i oczywiście trening, który co więcej jest zrozumiały. Nie liczę na to, że uda mi się to zrobić po 12 tygodniach treningu w planie na taki czas. Mój organizm będzie potrzebował więcej czasu na adaptację i rozwój. Ale przynajmniej mam konkretny arsenał środków treningowych poza samym treningiem biegowym, które użyję. W każdym razie, dzięki lekturze tej książki nabrałem wiary w możliwość rozwoju poza to co do tej pory wydawało mi się szczytem możliwości.

 

 

Książka składa się z dwóch części. Pierwsza jest opisowa i jest w zasadzie lekturą obowiązkową dla biegaczy chcących się rozwijać. Druga część to plany treningowe. Bez przeczytania pierwszej części nie ma co się brać za realizację planów, bo nie będziemy wiedzieli o co chodzi i jak to się robi. A jak to się robi jest w szczegółach opisane na początku. Bardzo podobało mi się, że każdy trening, na czele z wychwalanym biegiem ciągłym w drugim zakresie intensywności (WB2) jest rozłożony na czynniki pierwsze i opisany tak dokładnie, że pozwala zrozumieć po co się to robi, a nie tylko bezmyślnie klepać kilometry z planu. Zrozumienie tego, po co jest dany trening, pozwala też podjąć decyzje w trakcie. Na przykład, gdy danego dnia mam zaplanowany właśnie bieg ciągły 10km i wiem, że mam nie przekraczać tętna 85% hrmax. Ale w połowie widzę, że tętno mam już wyższe. Co wtedy mam zrobić? Zwolnić? Przerwać?  Na tego typu pytania znajdziemy dokładne odpowiedzi. Tego typu instrukcji zawsze mi brakowało gdy biegałem sam. Po przeczytaniu pierwszej części, zrozumienie planu treningowego jest już łatwe. Potem już tylko trzeba realizować ;)

Bardzo ciekawe są również wspomnienia pana Jerzego z różnych zawodów. Jest na przykład opisany polski bieg, w którym 27-miu zawodników (tylko Polacy) złamało barierę 30 minut na 10 km. Albo inny, na którym 6-ciu Polaków poradziło sobie z barierą 28:40. Teraz to nie do pomyślenia, a w latach 80-tych było możliwe. Rekord polski na dystansie 10 km i jedyne rezultaty poniżej 28 minut pochodzą z końcówki lat 70-tych. Może jednak warto zainteresować się tymi metodami treningowymi?

Kalkulator tętna maksymalnego i stref tętna

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.