Bieganie ma różne oblicza. Dziś, jeśli chcesz, to możesz startować w maratonach, możesz ścigać się na bieżni, a jeśli lubisz góry, to biegów górskich przybywa z każdym miesiącem. Ci, którzy nie lubią rywalizować z pewnością odnajdą się w przyjemnym slow joggingu, a entuzjaści łączenia przygody ze sportem z pewnością odnajdą się w biegach miejskich takich jak np. Survival Race czy Runmaggedon. Od kilku lat coraz większą popularność zdobywa bieganie po schodach, gdzie równych nie ma sobie Polak Piotr Łobodziński. Ja z kolei staram się mieć oczy szeroko otwarte i nie zamykam się na żadną dostępnych form biegania, tym bardziej, że oczekiwania moich zawodników są coraz większe. Wychodzę z założenia, że naczelną zasadą uprawiania sportu powinna być radość z czerpanego ruchu i tak ułożony trening, by czerpać z niego jak najwięcej korzyści zdrowotnych. Dlatego w miniony weekend wziąłem udział w biegu nazwanym przez organizatora "najtrudniejszymi 400m na świecie" - RedBull 400 Harrachov. Początkowo pomyślałem sobie, że to kolejny, chwytliwy slogan marketingowy, ale... po przebrnięciu przez serię eliminacyjną zmieniłem zdanie.

RedBull 400 Harrachov, to bieg na skocznie narciarską. Wyścig zaczyna się u podnóża skoczni i kończy na samym szczycie. Wyjątkiem była seria eliminacyjna, gdzie finisz znajdował się tuż pod jej progiem. Płaskiego odcinka trasy można było zaznać tylko przez pierwsze 50 metrów wyścigu, a potem, z każdym kolejny metrem zaczynała materializować się sceneria filmu teksańska masakra piłką mechaniczną. W tym samym momencie człowiek w trybie przyśpieszonym otrzymywał od życia srogą lekcje pokory. Jeśli do tej pory nie biegałeś po górach, masz słabe nogi, a połączenie dwóch cech motorycznych, tj. siły i wytrzymałości nie jest Twoją specjalnością, to wiedz, że jeszcze nie raz w ciągu tych kilku minut wysiłku przeklniesz organizatora i tą całą swoją zajawkę na ekstremalne formy biegania. A krok po kroku wygląda to tak...

Pierwsze 50 metrów - jest ogień. Po pierwszych 100 metrach po ogniu ani śladu. Jedyne co płonie, to Twoje mięśnie czworogłowe i pośladki. Po 150 metrach zaczyna się totalna agonia i ból na poziomie mięśniowym i oddechowym. Masz wrażenie jakby Twoje płuca zostały zwęglone, a każdy haust powietrza był niczym innym jak piekącą kulą ognia. Dla formalności zaznaczę, że pełny bieg tuż po minięciu magicznej bariery 150 metrów jest zarezerwowany tylko dla najtwardszych. Cała reszta wspina się do góry, pomagając sobie rękoma. Taki trochę bieg na czworaka...


.

W moim biegu, tuż nad moją głową, latały drony, a słońce przypiekało tak subtelnie, że czułem się trochę jakby światem zawładnęła inna cywilizacja. Wydawało mi się, że jestem jednokomórkowym organizmem, wspinającym się na szczyt piekarnika... Po mniej więcej 200 metrach wyścigu, postanowiłem jak najszybciej skończyć swoje męki i wpadłem na genialny pomysł, aby przejść z czołgania się do... biegu. I w tym momencie dostałem kolejną lekcję pokory, bo moje nogi były tak zmęczone, że tuż przed fazą wyprostowania się, niemal nie sturlałem się w dół, totalnie nie panując nad świadomością swojego ciała od pasa w dół. Czułem się trochę tak jakbym doznał paraliżu albo inaczej... mieliście kiedyś sen, w którym chcieliście biec, a mimo tego nie mogliście tego robić? Totalna niemoc i bezsilność? Jeśli tak, to teraz już doskonale się rozumiemy. Właśnie tego doświadczyłem w rzeczywistości. Kolejne metry, aż to samej mety, to próby wykrzesania z siebie resztek sił i walka o każdy centymetr sześcienny powietrza. W sumie, trwający nieco ponad 5 minut wysiłek, pamiętasz dłuuuuuugo po starcie. Jeśli macie zapędy masochistyczne i lubicie chamskie zmęczenie, to RedBull 400 jest idealnym poletkiem dla świrów.

Sam start jest jednak świetnym doświadczeniem, przede wszystkim na poziomie zaznania innego rodzaju wysiłku. Każdy dystans biegowy wiąże się z nieco innym charakterem zmęczenia. Dlatego między innymi świetnemu crossfitowcowi trudno będzie z marszu osiągnąć dobry wynik w maratonie, i analogicznie dobremu maratończykowi trudno będzie odnaleźć się w świecie crossfitu. Z trenerskiego punktu widzenia, warto dawać szansę naszemu układowi nerwowemu, aby doświadczać jak najwięcej bodźców. Wszak wiadomo, że monotonia, to jedna z tych cech, która zabija człowieka. Nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim mentalnie.

O wysokim poziomie zawodów, niech świadczy fakt, że na starcie pojawił się siedmiokrotny mistrz Europy w górskim bieganiu, Ahmet Arslan, który żeby znaleźć się na szczycie potrzebował zaledwie 4:01,77 s. Dla tureckiego specjalisty od wbiegania pod górę, było to piąte zwycięstwo w zawodach Red Bull 400.

„To był najcięższy ze wszystkich biegów Red Bull 400 w jakich brałem udział. Tym bardziej cieszę się ze zwycięstwa i z tego, że udało mi się ustanowić nowy rekord w Harrachovie” – podsumował Arslan. Na piątym miejscu zameldował się mistrz świata w bieganiu po schodach Piotrek Łobodziński.

Wśród pań, najszybciej na skocznię K120 wbiegła Dominika Wiśniewska-Ulfik, zawodniczka drużyny #4Flex. Polka potrzebowała do tego 5:05,45 s.

„To był naprawdę ekstremalnie ciężki bieg. Pierwszy raz w życiu wbiegałam pod skocznię i było to dla mnie nowe doświadczenie. Było tak stromo, że wszystkie wbiegałyśmy dosłownie na czworakach. Jeżeli chodzi o stawkę, to była ona naprawdę mocna. Startowało ze mną wiele czeskich narciarek. W połowie biegu trzy z nich mnie wyprzedziły. W końcówce udało mi się objąć prowadzenie i utrzymać je do samego końca. Łatwo nie było. Kolejna zawodniczka, która pokonała linię mety straciła do mnie ok. dwóch sekund. Bardzo się cieszę z tego wyniku. Było super, ale było to najcięższe 400 metrów jakie udało mi się przebiec w życiu!” – podsumowała Dominika.

Zmierzając do mety... jeśli kiedykolwiek będziecie się zastanawiać czy wziąć udział w podobnym biegu, to nie zastanawiajcie się zbyt długo. Po prostu warto i tyle. Dla samej przygody i doświadczenia czegoś nowego... Moja rada przed takim wyścigiem jest dość prosta: postarajcie się nie myśleć w trakcie wyścigu. Osiągnięcie stanu "zero" w takich warunkach środowiskowych, będzie oznaką, że macie mentalne zadatki na mistrzów.

Dla zainteresowanych: ostatecznie nie udało mi się zaklasyfikować do finału A (do którego kwalifikowali się zwycięzcy serii eliminacyjnych i pozostałe 45 najszybszych osób ze wszystkich serii). Będąc po ciężkim obozie w górach, tego dnia stać mnie było na finał B, gdzie ostatecznie zameldowałem się na 12 miejscu (czyli 62. w generalce). I tak sukces!

Dzięki RedBull400 za ostry wpierd***...!

Wracam za rok.

Silniejszy!

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.

Wysłane przez Devil (niezweryfikowany) w śr., 2015-08-19 21:40

Zapraszamy do udziału w "Kill The Devil Hill" 29.08.2015r. w Karpaczu na skoczni Orlinek.