Lavaredo Ultra Trail to zupełnie wyjąktowy bieg ultradystansowy rozgrywany w Dolomitach na dystansie 119 kilometrów. Limit 31 godzin na ukończenie biegu, ponad 5800m przewyższenia, cudowne widoki oraz najlepsi ultradystansowcy na starcie - to tylko kilka wyróżników, które powodują, że o starcie w Lavaredo marzy większość entuzjastów długiego, górskiego biegania. Aby poczuć klimat tego biegu, koniecznie zobaczcie poniższy filmik: 

 

W tegorocznej edycji Lavaredo Ultra Trail wziął udział znany popularyzator biegania Grzegorz Soczomski, który na co dzień prowadzi bloga o wdzięcznej nazwie W Luźnej Formie. Postanowiłem zadać Grześkowi kilka pytań nt. Lavaredo. Zapraszam do lektrury wywiadu z Grześkiem, który nota bene zajął miejsce w pierwszej setce najszybszych biegaczy. 


Na świecie mamy sporo biegów ultra, dlaczego akurat zdecydowałeś się na Lavaredo?

Chciałbym przytoczyć romantyczną opowieść o trwającej latami fascynacji Dolomitami, ale prawda na temat mojej decyzji jest bardziej błaha. W zeszłym sezonie postanowiłem, że w 2016 roku obetnę liczbę startów w kraju na rzecz wzięcia udziału w jednej z dużych imprez zagranicznych. Zawody w Polsce są coraz droższe, a “turystyka biegowa” coraz bardziej popularna, więc podobny krok jest udziałem wielu rodzimych biegaczy i nie jestem w tej kwestii przesadnie oryginalny. A dlaczego akurat Lavaredo? Tu romantyzm całkowicie ustępuje miejsca pragmatyzmowi, ponieważ kierowałem się głównie bogatym know-how dotyczącym tych zawodów, które zgromadzili startujący tam dotąd Polacy. Było ich sporo, łatwo zatem zdobyłem informacje  na  temat noclegów, dojazdu, prawdopodobnych kosztów itd. Czułem się pewniej, wiedząc stosunkowo dużo na temat tego, co wokół biegu, mogłem zatem bardziej skupić się na czerpaniu z całej wyprawy przyjemności. Nie bez znaczenia był także fakt, że na LUT czy Cortinę Trail wybierało się spore grono znajomych.

Jak przygotowywałeś się do tego biegu i ile kilometrów przebiegłeś najwięcej w konkretnym tygodniu treningowym? 

Cieszę się, że to pytanie padło, bo mój udany start w Lavaredo oraz miesiąc wcześniej w Ultra Chojniku zawdzięczam nowemu podejściu do treningów, które rozwijam, eksperymentując na sobie i prowadząc grupowe i personalne treningi dla biegaczy. Nie chciałbym przesadnie się na ten temat rozwodzić, choć można by o tym przegadać całe godziny, ale w skrócie chodzi o to by zaprzeczyć klasycznemu schematowi: skoro biegam ultra, to muszę klepać setki kilometrów na treningach. Uważam, że takie rozwiązanie w przypadku 95% biegaczy absolutnie nie ma sensu, a co więcej - jest po prostu niebezpieczne. Moje podejście opiera się zatem na skoncentrowaniu dużo większej uwagi na siłowym elemencie przygotowania do startu i tu największą rolę grają treningi na siłowni, którym akompaniują jakościowo zróżnicowane akcenty biegowe. Do Ultra Chojnika i Lavaredo robiłem za każdym razem po jednym długim rozbieganiu, które zamykało się w okolicach 20 km (w tym drugim przypadku był to Nocny Półmaraton we Wrocławiu), podczas gdy wielu biegaczy co tydzień łupie 30-35 km samego rozbiegania. Tygodnie zamykałem teraz w 60-70 km, a jeszcze w zeszłym roku było to 100-110 km, przy czym moje wyniki cały czas skaczą do góry. To jasny sygnał, że idę w dobrym kierunku.

Który odcinek trasy był dla Ciebie najcięższy?

Po profilu zamieszczonym przez organizatora można w dużej mierze przypuszczać, że zabawa na Lavaredo zaczyna się dopiero po 80 km i tak jest w rzeczywistości. Powodem nie jest jednak  techniczna wyjątkowość trasy. Źródłem rosnących problemów w większej mierze jest temperatura (skończyłem bieg przed burzą, więc zmagałem się głównie z upałem) oraz fakt, że od wspomnianych okolic trasa LUTa pokrywa się z Cortiną, gdzie duża część zawodników nie bardzo nastawiona jest na bieganie. Powoduje to, że fragmenty lekko pod górę czy nawet płaskie, gdzie normalnie przynajmniej bym truchtał, okazały się slalomem między biegowymi turystami, którzy rozkładali ramiona z kijami na szerokość dwóch metrów i szukali dobrej scenerii do kolejnej fotki. Chciałbym wyjść na miłego biegacza i powiedzieć, że rozumiem takie podejście, ale szczerze mówiąc, nie kumam go za grosz, a miałem dla niego tym mniej zrozumienia, im bardziej głusi na kolejne “scusi” i “excuse me” byli wspomniani miłośnicy selfie. Wcześniej oczywiście też było ciężkawo, szczególnie na podejściu do jeziora Misurina, gdzie przechodząca nocą burza zrobiła ze szlaku istną oborę, a upadający w błocie ludzie zapadali się w nim niemal całym ciałem.

Będąc już doświadczonym biegaczem ultra: co według Ciebie jest najważniejsze z punktu widzenia przygotowań do takiego biegu?

Brak kontuzji. Absolutną patologią jest dla mnie stwierdzenie, że kontuzje to coś normalnego i zdarzają się każdemu. Otóż nie - kontuzje nie “zdarzają się”. To nie ślepy los, który z opaską na oczach wskazuje przypadkowych biegaczy, to najczęściej wynik szeregu złych decyzji, a jeżeli naszym celem jest przygotowanie się do zawodów, to podstawą - na najogólniejszym poziomie - powinien być niezakłócony schemat owych przygotowań. Co bowiem z tego, że założymy sobie przeróżne rzeczy, skoro w połowie drogi wszystko się rozpadnie? Większość biegaczy nie rozumie, że bariery dla ich rozwoju nie stanowi brak nowych butów, super plecaka czy gór pod nosem, ale to, że w każdym roku pauzują przez długi czas z powodu kontuzji. Jak w takim razie wyrzucić ryzyko urazu daleko poza horyzont? To proste, a jednocześnie niesamowicie lekceważone - zamiast pracować na kasę, za którą kupimy kosmiczne buty, absurdalny usztywniacz na kolano czy tabletki ze składnikiem, który nie ma prawa nam pomóc, zacznijmy pracować nad siłą całego ciała i techniką biegu.

Czego dowiedziałeś się o sobie po ukończeniu 120 kilometrów w Dolomitach?

Na pewno utwierdziłem się w przekonaniu, że idę dobrą drogą, o czym już wspominałem. Wnioski na własny temat były dla mnie jednocześnie okazją do spojrzenia na resztę biegaczy, co można nazwać zboczeniem zawodowym osoby, która jest mocno zaangażowana w tym środowisku. Wiem dzięki temu, że masa zawodników nie przykłada się do trenowania elementów, o których wspominam powyżej. Nie jest bowiem tak, że Grzesiek Soczomski jest niebywałym talentem, który 25 lat temu narodził się na Dolnym Śląsku dzięki boskiej pneumie, a delficka wyrocznia zadecydowała, że stanie się niezłym biegaczem. Żaden ze mnie talent, a przez większość życia nienawidziłem biegania i jedynie poprzez pracę i wyciąganie wniosków z sukcesów i porażek, podnoszę cały czas swoją poprzeczkę. Skoro ja jestem do tego zdolny, to jest to w zasięgu każdego.

Ile kosztowała Cię przyjemność pobiegnięcia w Lavaredo (łączna suma wydatków od biletów aż po nocleg).

Wyjazd do Cortiny był jednocześnie wyprawą wakacyjną, więc część kosztów nie była związana z samym biegiem, ale z miłym spędzaniem czasu z moją dziewczyną. Nocleg dla trzech osób na kempingu Rocchetta to koszt ok. 9,35 euro (7,50 za osobę oraz 7 euro do podziału na trójkę za miejsce na namioty). Można tę liczbę oczywiście zmniejszyć, gdy na jednym placyku upchniemy więcej namiotów. Autem podróżowaliśmy w trójkę, a z Wrocławia do Cortiny i z powrotem wyszło 2120 km, co przy oszczędnym aucie i jeździe samymi autostradami nie przełoży się na wielkie wydatki. Należy jednak pamiętać, że paliwo (w moim przypadku Diesel) jest u nas tańsze niż w Niemczech, nie mówiąc już o Austrii czy Włoszech. Należy zatem lać do pełna na polskich stacjach, ewentualnie jeszcze u sąsiadów. W centrum Cortiny można zrobić stosunkowo oszczędne zakupy w dyskoncie Kangur, choć znajdujący się przy samym deptaku sklep spożywczy w centrum Cooperativa też nie jest przesadnie drogi, a posiada znacznie szerszy asortyment. Jeżeli chodzi o podstawy mojego żywienia, czyli kawę i pizzę, to najlepiej szukać knajpek poza deptakiem, szczególnie tych, gdzie uczęszczają miejscowi, a nie wyłącznie turyści, bo ceny mocno się w obu przypadkach różnią. Polecam pizzerię La Perla i kawiarnię La Scaletta (tej drugiej nazwy nie jestem jednak pewny).

Co jest absolutnym wyróżnikiem Lavaredo?

Nie będę oryginalny, gdy odpowiem, że wspaniałe widoki. Starałem się na nie przygotować, przeglądając w internecie mnóstwo fotografii i filmów, ale wierzcie mi na słowo, nijak mają się one do faktycznego piękna Dolomitów. Jeżeli jednak planujecie mocny start, to koniecznie wpadnijcie do Cortiny kilka dni wcześniej by choć trochę pozwiedzać okolice na własną rękę. Podczas biegu trudno będzie wam jednocześnie patrzeć pod nogi i na szczyty, które piętrzą się ponad kilometr nad naszymi głowami. Lavaredo to także impreza, którą żyje całe miasteczko. Na tydzień przed starem liczba biegaczy na metr kwadratowy przekracza w Cortinie wszelkie unijne normy. Wszyscy są do siebie bardzo przyjaźnie nastawieni, zagadują, pozdrawiają i po samych twarzach widać, że czerpią przyjemność z tego, co robią. I nie jest to tylko piękny obrazeczek, o którym pewnie nie raz słyszeliście, ale faktycznie rodzinna atmosfera wokół tej imprezy.

Jak oceniasz organizację biegu?​

9/10, gdzie jedyny punkt ujmuję za fakt przecinania się tras LUT i Cortiny Trail. Punkty odżywcze wypełnione są smakołykami i w paru miejscach przypominają restauracyjne szwedzkie stoły, wolontariusze są bardziej niż pomocni, a na trasie spotkamy mnóstwo turystów i osób towarzyszących zawodnikom, którzy poratują nas aplauzem i donośnym wiwatowaniem. Dodam, że trasa jest bardzo dobrze oznaczona i nie sposób się na niej zgubić.

Jakie masz przed sobą kolejne plany startowe?

W tym sezonie stawiałem głównie na wspomniany już Ultra Chojnik i właśnie Lavaredo, więc nie planowałem lata i jesieni. Mam jednak nadzieję na więcej wyjazdów treningowych, bo mój portfel ma swoje granice, a kolejne starty szarpią w nim szwy niczym wściekły pies.

Dlaczego biegasz i jakie jest Twoje największe biegowe marzenie?

Nie znam odpowiedzi na pierwszą część pytania, ale za to drugą mogę przynajmniej nieco naświetlić. W przyszłości chciałbym bowiem postawić na zabawę bliższą Skyrunningowi, gdzie elementom biegowym towarzyszyłaby lekka wspinaczka (przez co rozumiem wspinaczkę bez sprzętu). Bieganie jest bowiem doskonałym środkiem by w szybki sposób poruszać się po górach, których zwiedzanie jest dla mnie wystarczającym powodem by nadal trenować. Nie wiem, skąd w typowym mieszczuchu znajduje się taki pociąg do natury, ale tak się właśnie w moim przypadku złożyło i na razie niezmiernie mnie to bawi.

Dzięki za rozmowę!

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.