W ostatnich latach mocno zainwestowałem w rozwijanie swojej biegowej pasji, podróżując po całym świecie. Startowałem m.in w maratonie w Nowym Jorku, w Honolulu, Rzymie czy Betlejem. Pieniądze wydawane na podróże były i są najlepszą inwestycją, którą mogłem sobie wymyślić. Po niemal 3 latach życia na walizkach i biegania po wielu wymarzonych zakątkach świata, uświadomiłem sobie, że żyję w kraju, którego nie znam… Przecież mój kraj ma do zaoferowania niezwykłe miejsca i wcale nie muszę latać za ocean, aby doświadczać niesamowitych biegowych przygód. Ta konstatacja rzeczywistości zmobilizowała mnie do konsekwentnie uprawianej turystyki biegowej na terenie Polski.

Niemal co tydzień jestem w innej części kraju. Z treningowego punktu widzenia to również ma sens. Wraz z moim trenerem biegania Arturem Kernem doszliśmy do wniosku, że regularne, cotygodniowe starty będą najlepszą formą przygotowań do mojego celu sezonu sponsorowanego przez markę New Balance. Mowa o maratonie w Nowym Jorku, który mam zamiar pobiec poniżej 2 godzin i 50 minut. 

Jest wiele szkół treningowych. Jedną z nich, w przypadku co najmniej 5 treningów w tygodniu, jest realizacja dwóch mocnych jednostek treningowych (tzw. akcentów) w tym okresie. Inna szkoła, którą w tym momencie reprezentuje, polega na cotygodniowych startach w trupa (czyli na maksa:)), z łagodnymi treningami pomiędzy nimi. Póki co ten schemat bardzo mi odpowiada i intuicyjnie czuję, że z każdym dniem moja forma ma się coraz lepiej.

III Wroniecka Dycha 

W miniony weekend wystartowałem we Wronieckiej Dyszce, czyli atestowanym biegu na 10km we Wronkach. Postanowiłem wziąć udział w tej imprezie z kilku powodów. Najważniejszym była lokalizacja. Wronki znajdują się w sąsiedztwie Puszczy Noteckiej, którą zawsze chciałem odwiedzić ze względu na wyjątkową przyrodę. Postanowiliśmy skorzystać z oferty agroturystycznej okolicznej wsi, i tak spędziliśmy kilka dni w sercu niezwykłej Puszczy Noteckiej, znajdującej się rzut kamieniem do Wronek.

 

I taki miks uwielbiam — start w zawodach biegowych połączony z agroturystyką. Taki model przeżywania biegowej przygody sprawdził się już u mnie wielokrotnie. Bieganie, podróżowanie, agroturystyka — to idealne połączenie! Puszcza Notecka zachwyciła mnie swoją dzikością, a bieganie po Wrzosowych Wydmach zaliczam do niezapomnianego gatunku epickich przeżyć. Zresztą zobaczcie sami (zdjęcia absolutnie nie oddają tego klimatu!). 

Dość o bieganiu w pięknych okolicznościach przyrody. Przejdźmy do samego biegu. Wronki to malutkie miasteczko oddalone o 1h drogi od Poznania. Na terenie miasta funkcjonuje prężnie działający klub sportowy „Wroniecki Klub Biegacza”, który odpowiada za organizację Wronieckiej Dychy. Impreza, pomimo III edycji ma się świetnie i już w drugiej edycji mogła się pochwalić wypełnionym limitem zawodników. W tegorocznej, rekordowej edycji wzięło udział ponad 520 biegaczy, co wciąż czyni tę imprezę kameralną.

Na starcie można było spotkać m.in Pawła Czapiewskiego, medalistę mistrzostw świata i halowego mistrz Europy na dystansie 800m czy Panią Marię Pańczak, żywą, niezwykle uroczą ikonę biegania, którą chyba kojarzy każdy, kto regularnie bierze udział w zawodach biegowych. 

Założenie na ten bieg miałem proste: przebiec 10 kilometrów tempie 3’50’’/km. To było dla mnie spore wyzwanie biorąc pod uwagę mój obecny stan formy i fakt, że bardzo dawno nie „dotykałem” takich prędkości. Wyzwanie było jeszcze większe ze względu na lejący się z nieba żar, w którym biegać nienawidzę. 

Ruszyłem odważnie. Pierwszy kilometr zaliczyłem w w 3’48’’. Start tuż przy zakładzie karnym miał swój niepowtarzalny, nieco mroczny klimat… Ja tutaj sobie biegnę przez główne arterię miasta, a kilkanaście metrów obok mnie żyją ludzie skazani zazwyczaj za poważne przestępstwa. Przenikający się świat wolności ze światem tej wolności pozbawionym… ciekawe uczucie. Całe szczęście, że już parę minut po starcie wbiegliśmy w jedną z głównych ulic miasta, gdzie było mnóstwo kibiców. I przyznam się, że to mnie mile zaskoczyło — pomimo kameralnego biegu, mieszkańcy bardzo zaangażowali się w doping biegaczy wzdłuż całej trasy.

Kolejne kilometry zamknąłem w tempie ciut poniżej 3’50’’, a półmetek, czyli 5km zaliczyłem lekko poniżej 19 minut. Z każdym kilometrem przesuwałem się do przodu, zjadając tych, którzy przecenili swoje możliwości i zlekceważyli wymagającą pogodę. Całe szczęście, że oduczyłem się mocnego ruszania do przodu od samego startu, szczególnie w trakcie upałów… Wnioski? Miej pokorę wobec upałów i zaczynaj zawsze wolniej. 

Trasa prowadziła przez całe miasto, przez co była mocno urozmaicona i wymagała częste zmiany kierunku biegu: prawo, lewo, prawo, lewo… sporo delikatnych podbiegów zrównoważonych licznymi zbiegami. I tak do samej mety. Ostatecznie zająłem 11. miejsce, zatrzymując zegar na 38’33’’. Na metę wpadłem mocno zmęczony, ale było sporo rezerw, których… moje zamulone nogi nie były w stanie wykorzystać. Najzwyczajniej świecie miałem rezerwy oddechowe, ale wydawało mi się, że nogami młócę w miejscu. 

Cóż. To nie jest czas na rekordowe prędkości. Do mojego maratonu zostało 138 dni. Na szybkość przyjdzie czas. A tymczasem trzeba dalej robić swoje i konsekwentnie trwać w przyjemnym reżimie treningowym. 

Konsekwencja to klucz do wszystkiego. 

A zatem… konsekwencjo TRWAJ! 

PS dziękuję Wronki za super czas! Dziękuję Chojno za orzeźwiającą kąpiel! Dziękuję Puszczo Notecka za dziką naturę. Dziękuję mojej pasji za… możliwość przeżycia kolejnej przygody. Bieganie stylem życia!

PS2 specjalne podziękowania dla Marcina Ławniczaka za świetne towarzystwo i pomoc!

 

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.