Moja przygoda z bieganiem zaczęła się całkiem inspirująco, a co najlepsze o mały włos nie spuściłem jej w ubikacji. Odkąd pamiętam, zawsze lubiłem zwracać na siebie uwagę. I do tej pory lubię. To pewnie dlatego, że prawie nigdy nie było mnie widać, bo 165cm w kapeluszu, to okaz wymagający wyraźnego zaznaczenia terenu. Podobno małe rośnie w korzenie, ale w dzisiejszym świecie jak nie krzyczysz, to nie istniejesz, a w życiu przedszkolaka zwracanie na siebie uwagi jest przecież bardzo istotne. Ja zawsze robiłem w to dość wyjątkowy sposób. Zazwyczaj w taki, że później mówiło o tym pół miasta, a co więcej większość pamięta to do tej pory. Małe, niepozorne… a jak już coś zbroi, to stajesz się na parę chwil lokalnym bohaterem i wszyscy chcą Ci przybić piątkę. W tym swoim całym, niezdarnym bohaterstwie zawsze jednak spadałem na cztery łapy. Z pewnością, tego pamiętnego dnia, mniej więcej w połowie 1996 roku miałem to szczęście, że tuż nieopodal była Pani Sprzątaczka, która w mgnieniu oka założyła gumową rękawiczkę. Gdyby nie jej refleks, to jeden z cenniejszych trofeów polskich biegów osiadłby na zawsze w ściekach.

Rok 1996. Mam pięć lat i ledwo odrastam od ziemi. Chodzę po płotach, jeżdżę na rowerze, buduję bazy na drzewach, kitram się w krzakach, wciąż biegam dookoła domu, ścigam się z kolegami na podwórku, a w międzyczasie oglądam Rockiego i Strażnika z Teksasu. To co najbardziej obchodzi mnie w życiu to klocki lego. Już wtedy wiedziałem, że w życiu człowieka najważniejszy jest proces tworzenia. Jeśli nie tworzysz, nie jesteś szczęśliwy, jeśli nie jesteś szczęśliwy, to po co żyjesz? To trudne pytanie. Cała trudność polega jednak na tym, że niektórzy ludzie zdecydowanie za rzadko zadają sobie jakikolwiek pytania. Bez pytań, nie ma odpowiedzi, bez odpowiedzi nie ma zmian, bez zmian nie ma rozwoju, a żeby się rozwijać trzeba mieć odwagę. I to niemałą. Przynajmniej tak dużą, jak wcześniej wspomniana Pani Sprzątaczka.

Pani Sprzątaczka miała odwagę zanurzyć dłoń w czeluściach sedesu. Ja z kolei miałem tę odwagę, by przyjść do przedszkola z brązowym medalem mistrzostw świata na 100km. Jednak największą odwagą w tej historii wykazał się Andrzej Magier, czyli mój wujek, który ten medal zdobył i bez wahania mi go dał. Wujek przy każdej nadarzającej się okazji zatrzymywał się u mnie, gdy wracał z jakiejś wielkiej imprezy biegowej. Ale o wujku jeszcze się dowiecie. Teraz bohaterką jest Pani Sprzątaczka. Wyobraźcie sobie, że macie 5 lat, a w ręce wspomniany wyżej medal. Idziecie z nim do przedszkola, bo chcecie zwrócić na siebie uwagę i wszystkim się pochwalić. Chodzicie dumnie z medalem zawieszonym na szyi, do momentu, w którym Wasz pęcherz nie upomni się o wypróżnienie. I wtedy stajecie na palcach, przed sedesem, rozpinacie rozporek i… wstążka od medalu rozwiązuje się, a medal wpada wprost do toalety. Wpadacie w przeraźliwy krzyk i stawiacie wszystkich na nogi. Jako pierwsza w toalecie pojawia się Pani Sprzątaczka, która przestraszonym głosem pyta co się stało. Po paru sekundach już wie, że w tej historii nie obejdzie się bez nurkowania wgłąb sedesu. Na twarzy Pani Sprzątaczki widać delikatne zakłopotanie, ale najwyraźniej moja przerażona mina była na tyle motywująca, że bohaterka tej akcji w mgnieniu oka założyła gumową rękawiczkę. Potem nur i… Życie uratowane. Brąz nie zatonął, nikt nie ucierpiał, ale co się stało to się nie odstanie. To wyjątkowe zdarzenie chodziło za mną jeszcze przez wiele lat. A co na to wujek? Wujek w ogóle się tym nie przejął. Dla niego medale zawsze były najmniej istotne. Jeszcze wtedy kompletnie tego nie rozumiałem i wydawało mi się to głupie. Warto dodać, że dla jego znajomych również... Dziś z kolei nie rozumiem jak można biegać dla medali. Ale zrozumienie jest w tym wszystkim najmniej ważne. Ostatecznie po przebiegnięciu tysięcy kilometrów jestem przekonany, że im mniej rozumienia w życiu tym lepiej.

 

Mateusz Jasiński

 


Andrzej Magier: Brązowy medalista World Challenge (nieoficjalne mistrzostwa świata) w biegu na 100 km (1997), srebrny (1994) i brązowy medalista mistrzostw Europy na tym dystansie (1995, 1996), także dwukrotny złoty (1994, 1996) oraz srebrny medalista ME w drużynie (1995). Czterokrotny zwycięzca Supermaratonu Calisia w Kaliszu (1991, 1994, 1996, 1999), trzykrotny zwycięzca supermaratonu w Winschoten (1996, 1998, 2003). Rekord życiowy w biegu na 100 km – 6:24:11 (1996).

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.