Nowy sezon, nowe wyzwania. Po przebiegnięciu kilku czy kilkunastu maratonów lub półmaratonów, często rozglądamy się za jakąś alternatywą dla tych zawodów. Stąd stale rosnąca popularność biegów z przeszkodami, jak na przykład Runmageddon. Stąd też gigantyczny wzrost liczby zawodników na listach startowych biegów ultra. Ale jest jeszcze jedna kategoria zawodów, która może być fajną odskocznią, świetnym treningiem, a może i nowym sposobem na biegowe życie. Biegi na orientację.

Jestem pierwsza? A może trzecia? Albo w ogóle poza podium? Do bazy jeszcze drugie tyle, co w nogach, czy aby na pewno dobrze wymyśliłam ten wariant dotarcia na punkt? Czy aby dobrze wymyśliłam to, w jakiej kolejności je podbijać? Są dwie możliwości: albo wariant jest najlepszy z możliwych, albo najgorszy jaki tylko może być. Oby tylko był najlepszy… uff, jest! Wyprzedzam ich. Teraz żeby tylko nie zburaczyć…

Wybrzmiewa „start” i od tej pory zdarzyć może się wszystko. Może iść ci świetnie do ostatniego punktu, a potem psujesz tak, że spadasz z podium. Albo na samym początku robisz takiego buraka, z którego wyciągasz się przez resztę zawodów, modląc się, by tylko czołówka miała podobne problemy. I czasem ma. Bo jeżeli tylko jesteś dobry i trudno jest dla ciebie, to dla nich na pewno też! Nie ma dwóch takich samych zawodów, ani dwóch takich samych tras – nawet na tej samej imprezie. Brak nudy. To jest to, co przyciąga najbardziej.

Katarzyna Karpa. Szósta zawodniczka Pucharu Polski w Pieszych Maratonach na Orientację.

 

Start, meta i małe punkty w nieznanym terenie

Biegi na orientację wyłamują się ze schematów utartych przez inne zawody. Jedynymi elementami wspólnymi są start i meta. Nie ma wyznaczonej trasy, nie ma pacemakerów, nie ma zamkniętych ulic, a nierzadko przez cały czas trwania biegu zobaczysz tylko kilku innych zawodników. Do tego w trakcie niektórych zawodów wskoczysz do sklepu uzupełnić zapasy, zatrzymasz się parę razy, żeby zrobić zdjęcia miejsc, do których być może już nigdy nie wrócisz, a o istnieniu których nie miałeś pojęcia, a po paru godzinach wbiegniesz na metę - zmęczony, brudny, ale szczęśliwy.

Jak to "nie ma trasy?", zapytacie. Skąd w takim razie wiedzieć, w którą stronę biec? Wszystko wyjaśni Wam mapa i zaznaczone na niej punkty kontrole.

Dla przykładu: jesteś z Trójmiasta? Startujesz z dworca w Gdańsku, musisz znaleźć punkt kontrolny przy Bramie Wyżnej, pomniku Neptuna, przy Żurawiu i przy muzeum Solidarności. Jesteś z Krakowa? Proszę bardzo: startujesz z Rynku, następnie szukasz punktu przy Błoniach, stadionie Wisły, na Plantach i przy Galerii Krakowskiej. Warszawa? Startujesz z Placu Trzech Krzyży i szukasz punktu przy rondzie z Palmą, na Placu Zamkowym oraz przy fontannach nad Wisłą. A to, jakimi drogami dobiegniecie do tych miejsc, to tylko i wyłącznie Wasza inwencja twórcza.

Co, nuda tak biegać po mieście (choć, dodać należy, że istnieje wiele imprez organizowanych w centrach miast i o nudzie tam mowy być nie może)?

Wobec tego wyobraźcie sobie, że macie do znalezienia kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt takich punktów, ale w Borach Tucholskich. Albo w Rudawach Janowickich. Albo w otulinie Słowińskiego Parku Narodowego. Lepiej, prawda?

 

Orientacja uczy pracy w zespole - w grupie łatwiej znaleźć nawet najlepiej ukryte punkty, ale równie łatwo można się zapomnieć i przestać kontrolować swoją pozycje na mapie, co czasami ma opłakane skutki. Bieganie z mapą uczy pokory, dystansu do siebie i szacunku do przyrody.

Paweł Choiński. Zdobywca 2. miejsca w Ekstremalnym Rajdzie na Orientację Harpagan-51 na dystansie 50 kilometrów.

 

Mam kompas. I co dalej?

Dystansów oraz rodzajów zawodów na orientację jest mnóstwo. Od szybkich, sprinterskich tras o długości dwóch kilometrów do bardzo długich, które w optymalnym wariancie mają tych kilometrów sto. Każdy z takich biegów ma elementy wspólne, charakteryzujące biegi na orientację.

Pojawiając się na starcie, otrzymujesz od organizatora mapę. Na mapie masz zaznaczony start (trójkątem), metę (dwoma kółkami) i punkty kontrolne (kółka o średnicy 10 mm). Każdy z punktów kontrolnych ma swój numer lub kod. Te same kody lub numery są na karcie startowej, którą także otrzymałeś od organizatora. To na niej potwierdzasz swoją obecność na punktach, dziurkując ją w odpowiednich miejscach perforatorem (czasem spotkasz się z systemem elektronicznych chipów, zamiast analogowych kartek i dziurkaczy).

Punkty ma mapie mogą być połączone ciągłą linią - to oznacza, że musisz je zaliczyć w kolejności określonej przez organizatora. W innym razie jest to tzw. scorelauf, czyli o kolejności podbijania punktów decydujemy sami. Pamiętaj, że na takich zawodach nie możesz korzystać z GPS-a. Twoje jedyne narzędzia to mapa i kompas!

A czego właściwie szukamy? Punkt kontrolny to pomarańczowo-biały lampion. Jest trójwymiarowy, powinno go być widać z każdej strony, z której możemy przybiec i ma wymiary 30x30 centymetrów. Obok niego jest perforator, który potwierdzacie swoją obecność na tym punkcie, robiąc otwory w karcie startowej. Czasem - na wypadek kradzieży perforatora i lampionu - organizatorzy rozsypują dookoła konfetti lub paski papieru, którymi później możecie na mecie potwierdzić, ze byliście we właściwym miejscu.

 

Przede wszystkim takie długodystansowe bieganie z mapą daje niesamowitą wolność, niespotykaną na żadnym liniowym bieganiu, nawet w górach. Sześć czy osiem godzin napierania na łonie przyrody i 50 kilometrów do zrobienia daje dużo czasu na uwolnienie myśli i pozbycie się toksyn z głowy. Godziny te można spędzić w samotności, to naprawdę mocno oczyszczające. Rzadko zdarza się nam spędzić tyle czasu na łonie natury, a to naprawdę fajne. Dodajmy do tego kameralność wielu imprez i fakt, że większość startujących doskonale się zna – tego po prostu nie da się polubić. Możesz brodzić po pas w wodzie, przedzierać się przez bagna, spotkać dziki, rysia, jelenia czy uciekać przed wiejskim kundlem. Lista atrakcji jest właściwie nieskończona! Prawie każda impreza to okazja do opowiadania czegoś z wypiekami na twarzy.

Marcin Krasoń. Drugi wicemistrz Polski w biegu na 50 kilometrów na orientację z 2014 roku.

Obserwacja, czujność i długie gacie

Pamiętaj - bieg na orientację, to nie to samo, co bieganie po mieście. Kontrola kierunku, w którym się poruszasz jest niezwykle ważna. W gęstym lesie wszystkie drogi są do siebie podobne - a jeśli używasz mapy w skali 1:50000, to w terenie będzie ich więcej niż na papierze. W terenie będą też się bardziej wić, bo nie każdy zakręt da się w tej skali odwzorować. Dlatego bardzo uważnie należy patrzeć na mijane skrzyżowania, liczyć odległość i zerkać na kompas tak często, jak to możliwe (a o nawigacji podczas biegów na orientację przeczytacie wkrótce na trenerbiegania.pl).

A jak się na taki bieg? To akurat zależy od tego, czy będziecie startować w szybkich zawodach w centrum miasta (są takie!), czy w kilkunasto- lub kilkudziesięciokilometrowych zawodach w terenie zapomnianym przez Boga i władze gminy. Przede wszystkim - zapomnijcie o krótkich spodenkach. Obojętnie, czy na dworze jest 10, 20 czy 30 stopni Celsjusza - zawsze zakładajcie długie spodnie. Dlaczego? Wyobraźcie sobie przedzieranie się przez gęsty las z chłoszczącymi cię drzewkami i gałęziami, pola uprawne czy przez bagna lub pokrzywy - i teraz dodajcie do tego gołe kolana i łydki. Boli, prawda? :)

Co z pozostałymi częściami ubioru? Gdzie wyjść na pierwszy trening BnO? Jak zapisać się na zawody? Jakie zawody są w mojej okolicy? Na te i inne pytania odpowiem w drugiej części opowieści o bieganiu na orientację, która na trenerbiegania.pl pojawi się jeszcze w marcu. Bądźcie czujni!

 

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.