Do księgarni trafia właśnie książka Lopeza Lomonga „Bieg po życie”, w której urodzony w Sudanie Południowym biegacz opowiada o swoim życiu. Sportowiec, który jako dziecko został porwany i spędził dzieciństwo w dwóch obozach, cudem unikając śmierci, dziś jest członkiem kadry Stanów Zjednoczonych. Przeczytajcie kolejny fragment biografii, nad którą nasz portal objął patronat medialny.

Przypominamy o przygotowanym we współpracy z wydawnictwem SQN specjalnym kodzie rabatowym dla naszych czytelników do wykorzystania na www.labotiga.pl/bieg-po-zycie:

  • z kodem TBLOPEZ rabat -25%
  • cena po obniżce: 26,18 zł

Fragment książki:

Obudziłem się w biegu. Coś musiało się stać mojego pierwszego poranka na wolności, zanim zaczęliśmy biec pod jasnym, gorącym afrykańskim niebem, ale niczego nie pamiętam. Otworzyłem oczy i zobaczyłem, że jestem pomiędzy moimi dwoma przyjaciółmi i gnamy ścieżką pośród wysokich traw, mijając czasem drzewa akacji.

Z każdym krokiem moje stopy paliły bólem, ale nie zwracałem na to uwagi. Gdzieś tam czekała na mnie moja mama. Nie zwolnię, dopóki jej nie znajdę. Zaschło mi w ustach. Cały dzień nic nie piłem, ale nie skarżyłem się. Kiedy rebelianci mnie uprowadzili, nie piłem jeszcze dłużej. Jeżeli musiałem zapłacić taką cenę za wolność, niech tak będzie. Mogłem to zrobić.

Słoneczny żar sprawiał, że z trudem się poruszałem. Trzymaliśmy się możliwie blisko drzew. Każdy mały fragment cienia dodawał mi sił. Niemniej jednak bieg pod palącym słońcem w środku dnia był o wiele trudniejszy niż bieg w nocy. Nie wiedziałem, skąd brałem na to energię. Usiłowałem się skupić na krajobrazie, aby nie myśleć, jak bardzo chce mi się pić. Stado gazeli beztrosko hasało w oddali. Żałowałem, że nie mogłem biegać tak jak one – wtedy znalazłbym się w domu raz dwa.

Ścieżka zawiodła nas w pobliże wzgórza. Biegliśmy wzdłuż niego przez pewien czas, aż dotarliśmy do jaskini. Moi trzej przyjaciele zatrzymali się u jej wejścia. Ja wraz z nimi. Wszyscy z trudem łapaliśmy oddech. Kiedy zobaczyłem, jak wyczerpani są moi aniołowie, poczułem się nieco lepiej. Obawiałem się, że nas spowalniam.

– Nie wytrzymamy długo w tym słońcu – powiedział jeden z moich towarzyszy. – Powinniśmy tu odpocząć, dopóki słońce się nie obniży.

Pozostali mu przytaknęli. Podobnie jak ja z trudem mogli mówić.

Zostaliśmy w jaskini przez resztę dnia. Cały czas spałem. Kiedy na zewnątrz pojawiły się długie cienie, ruszyliśmy dalej. Zaczęło mi burczeć w brzuchu. Minęło sporo czasu od naszego ostatniego posiłku, czyli sorgo wymieszanego z piaskiem. Burczenie było tak głośne, że chłopcy zaczęli się śmiać. Mijaliśmy właśnie drzewa z nisko wiszącymi owocami, które wyglądały jak śliwki. Zatrzymaliśmy się i najedliśmy do syta, po czym pobiegliśmy dalej.

Niebo pociemniało i pojawiły się na nim gwiazdy. Biegliśmy cały czas. Ukazał się księżyc. Natknęliśmy się na drogę, którą musieliśmy przejść. Trzech z nas ukryło się w trawie, podczas gdy jeden z moich aniołów zakradł się w pobliże drogi, aby sprawdzić, czy nie nadjeżdżają jakieś auta. Kiedy upewniliśmy się, że nikt nas nie zobaczy, przebiegliśmy co sił w nogach. Ostatni z nas zatarł gałęzią nasze ślady. Robił tak za każdym razem, kiedy w ciągu kolejnych dni przechodziliśmy przez drogę. Przecięliśmy ich kilka, ale nigdy nie widzieliśmy żadnego samochodu ani ciężarówki. Nie widzieliśmy też żadnych ludzi. Mogliśmy odnieść wrażenie, że jesteśmy jedynymi ludźmi w tym małym zakątku Sudanu Południowego.

Biegliśmy całą noc, zatrzymując się jedynie po to, aby złapać oddech albo napić się wody, kiedy natknęliśmy się na oazę. Następnego poranka biegliśmy, dopóki słońce stało się zbyt mocne. Wtedy znaleźliśmy zacienione miejsce, w którym mogliśmy odpocząć. Za każdym razem kładliśmy się twarzą w kierunku, w który zamierzaliśmy biec po odpoczynku. Byłem w opłakanym stanie. Ból w stopach i nogach rozchodził się po całym ciele. Nawet wtedy jednak nie miałem problemu z zaśnięciem. Z chwilą, kiedy padałem na ziemię, odpływałem. Spałem jak kamień, dopóki któryś z aniołów nie szturchnął mnie i nie powiedział: „Wstajemy”.

Każda kolejna noc biegu była wierną kopią poprzedniej. Krajobraz był monotonny – od późnego popołudnia aż po kolejny ranek biegliśmy przez niekończące się morze trawiastej sawanny, miejscami zaznaczonej drzewami akacji. W miarę możliwości pozostawaliśmy w cieniu, chociaż bywały momenty, że musieliśmy pędzić w pełnym słońcu, aby przejść przez drogę. W takich chwilach trzymaliśmy się jak najniżej ziemi i biegliśmy najszybciej, jak tylko się dało.

Zanim na niebie znowu pojawiło się słońce, nasze nogi odmawiały nam posłuszeństwa. Cała nasza czwórka zaczęła się łamać. Chciałem się zatrzymać. Musiałem to zrobić. Nie jestem w stanie opisać bólu przeszywającego moje stopy z każdym kolejnym krokiem. Bieg po potłuczonym szkle nie mógłby sprawić większego bólu. Moi przyjaciele też z trudem się poruszali. Ale nie mogliśmy się zatrzymać. Jeszcze nie. Wiedziałem, że jeżeli usiądę, nie będę w stanie wstać.

  • Autor: Lopez Lomong, Mark Tabb
  • Tytuł oryginału: Running for my Life
  • Tłumaczenie: Regina Kołek
  • Data wydania: 17 czerwiec 2015
  • Cena okładkowa: 34,90 zł
  • Format: 140 x 205 mm
  • Liczba stron: 288 + 16 (wkładka zdjęciowa)
  • ISBN: 978-83-7924-401-0

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.