Trening w niedzielę

Sobota, godzina 23:31:

Kieliszek wina, pierwszy odcinek serialu z płyty, dzieci śpią. W głowie mocne postanowienie – jutro odpoczywam. Tak wiem, klub zaplanował wspólny trening po lesie, ale nie mam na to siły. Cały tydzień zapieprzałem, w końcu muszę się wyspać. Kurczę, mam po prostu ochotę się napić i pooglądać seriale. Nigdzie kurde nie idę. Jeszcze na ósmą rano. Nie ma bata, nie wstanę.

Sobota/Niedziela, godzina 00:34:

Drugi odcinek serialu, jest dobrze. Rozluźnienie level master. W międzyczasie dolewka wina. Pobiegnę w przyszłym tygodniu, ale jutro rano nie wstanę. Trzeba się wyspać. W ogóle ostatnio mi się nie chce, to pewnie z przepracowania. Tuż przed 2:00 w łóżku, jak dobrze, że jutro nie trzeba wstawać.

Niedziela, godzina 7:12:

Wstaję. Spoglądam na zegarek i widzę, że to się nie uda. Nie uda mi się zasnąć wiedząc, że mogłem jednak iść na wspólny trening na 8:00. Wstaję, nawet udaje mi się nie pobudzić wszystkich. Szybki jogurt z bananem i kawa. O 8:00 witam się ze znajomymi z Wieliszew Heron Team – klubu, do którego należę od niecałego roku. Biegniemy 12,5 km po lesie, rozmawiając, bez spiny. Godzina z hakiem mija nie wiem nawet kiedy. Potem chwila na pogadanie i wracamy do domów. Już wszyscy wstali.

 

Historia autentyczna. Tak naprawdę zdarzyła się dzisiaj. Banał może, ale pisząc ten artykuł mógłbym być albo wyspany, albo szczęśliwy. Decyzja należy do mnie. Dzisiaj byłbym wyspany, gdyby nie zaplanowany trening z przyjaciółmi z klubu.

Jestem zdania, że w życiu trzeba sobie ułatwiać. Jeżeli jest coś co pomaga mi się zmotywować, to wchodzę w to. Jeżeli wiem, że nie będę sam biegał w środku listopada, w niedzielę o ósmej rano, to naprawdę wystarczy, aby nie rozmyślać za długo o tym, czy iść na trening, czy nie. Mam to szczęście, że w okolicy jest bardzo dużo aktywnych osób, z którymi często się spotykamy na treningach i zawodach. Wydaje mi się, że nie tylko ja mam takie dobre warunki do rozwoju.

Samotność długodystansowca

Bieganie wydaje się sportem dla samotników. I rzeczywiście, jeżeli ktoś ma chwilowy przesyt towarzystwa i deficyt czasu na przemyślenia, wyjście na samotny trening przywraca równowagę, dodatkowo ładując endorfinami. Same korzyści. Biegając setny trening w samotności zaczyna się jednak dostrzegać, że to trochę nudne jest. Wyjście na pięćsetny trening w samotności poprzedzone jest serią rozmyślań o tym, czy mi się chce, czy może lepiej pograć na komputerze w ramach relaksu. Podejrzewam, że tysięczny trening w samotności nie przynosi już tej satysfakcji co dawniej. Chcemy, czy nie, jesteśmy zwierzętami stadnymi i w pewnym momencie współpraca staje się konieczna.

Co daje klub biegowy amatorowi? Przede wszystkim stado, na którym można polegać i które zapewnia ciągły strumień motywacji. Może mi się czasem nie chcieć, mogę być zrezygnowany, bo nie robię takich postępów jak bym chciał. Może padać deszcz, może być za zimno, za gorąco, za wietrznie, za bardzo piątek, za bardzo zmęczony mogę być, mogę też wymyślić więcej wymówek. Ale nie zaprzeczę temu, że znajomi z klubu wychodzą na trening. Teraz są takie możliwości, że widzę to na swoim telefonie lub komputerze. I co ja mam wtedy zrobić? Poddać się tym wymówkom, czy jednak pójść na ten cholerny trening. Pójdę na ten trening i będę cholernie z tego zadowolony.

Różne rzeczy, różnym ludziom, różnie robią

Każdy biegacz, który już trochę się rozwinął, zrobił swoje postępy, przebiegł kilka wyścigów, zaczyna dostrzegać, że treningi klepane w jednym tempie po pierwsze stają się nudne, a po drugie nie przynoszą już efektów w postaci lepszych czasów na zawodach. Zaczyna się czytanie o strefach tętna, treningu interwałowym, uzupełniającym, nasionach chia, rolowaniu mięśni i goleniu nóg. Wszystkich metod na poprawę osiągów nie sposób przerobić. Ale w grupie, każdy z nas mam swój system. Każdy orze jak może i rozmawiamy o tym. Dzielimy się doświadczeniami, poszerzamy wiedzę mając do dyspozycji więcej materiału doświadczalnego. Oczywiście, treningi prędkości nie są odpowiednie dla każdego. Trzeba mieć do tego przygotowany organizm, wytrzymałe mięśnie, które nie pozrywają się po kilku sprintach. Z mojego doświadczenia wynika, że trening sprinterski na stadionie jest dużo wydajniejszy jak po prostu na szybkich odcinkach ścigamy się w 2-3 osoby. Tylko wtedy osiągałem maksimum swojej prędkości. Inna sytuacja – podbiegi 300-500 m. Każdy kto robił 6-10 powtórzeń wie, że po czterech ma się już ten trening głęboko w poważaniu. Ale przecież nie skończę po pięciu jak robimy trening wspólny. Ktoś klepnie po plecach, ktoś coś powie i jedziemy, do końca.  Spróbujcie sami zrobić 3x3km w tempie zawodów na dychę. A potem spróbujcie z kimś. Za drugim razem się uda, obiecuję.

Rywalizacja i wsparcie

Klub to miejsce dla ludzi, którzy chcą się rozwijać. Rywalizacja jest elementem stymulującym rozwój, a jeżeli zachowujemy w tym wszystkim zdrowy rozsądek, daje mnóstwo radości. Rywalizację w ramach klubu możemy obserwować na przestrzeni całego sezonu i widać dokładnie, że jest się raz na wozie, raz pod wozem. Wszyscy mamy górki i dołki formy, dzięki temu te rywalizacje są jeszcze ciekawsze. Dzięki temu też wiemy, że forma nie jest stała, każdy może mieć gorsze starty i nie ma w tym nic dziwnego, nie ma się czym martwić. Po prostu, robić swoje. Forma przyjdzie. Tak jest u każdego. Wiemy też, że kontuzje się zdarzają, ale jedno co mnie osobiście pozytywnie rozwala, to to, że kolega z klubu, który zerwie mięsień tuż przed maratonem, potrafi pojechać ze startującymi razem na zawody, kibicować i robić zdjęcia. To już jest grubo ponad zwykłe wspólne bieganie. To okazanie silnego wsparcia, przy którym zapominasz, że jest właśnie 35-ty kilometr maratonu i szukasz miejsca na poboczu z odpowiednio wygodnym kawałkiem chodnika aby się położyć.

 

W klubie zazwyczaj jest więcej niż jedna osoba, która biegnie na podobnym poziomie. Wtedy możemy współpracować na trasie, zaczynając razem, kontrolując tempo, dając zmiany na prowadzeniu. To naprawdę przynosi efekty. Podczas nieuniknionego kryzysu na zawodach, można wyłączyć myślenie o tym, by się zatrzymać i po prostu biec za innymi. Niesamowite, że pewnie pozostali czują to samo, a i tak działa.

Po co od razu klub?

Można powiedzieć, że to wszystko jest do osiągnięcia bez klubu, którego jesteśmy formalnie członkami. Jasne, że tak. Zwykła grupa znajomych, nawet dwie osoby, zapewniają nam podobne wsparcie. Klub ma jednak istotną wartość dodaną. Poczucie tożsamość wyrażane wspólnym wzorem koszulek naprawdę powoduje większą motywację na zawodach. Wyłapanie w tłumie kibiców koszulki klubowej jest bezcennym doświadczeniem, które daje olbrzymiego kopa motywacyjnego.  Poza tym, zorganizowana grupa ma większe możliwości wynajęcia sali do ćwiczeń, otrzymania dofinansowania, czy opieki trenera. Na pewnym etapie biegania staje się to wręcz niezbędne. Kluby mają też swoją historię, doświadczenie grupowe, które zawsze będzie większe niż doświadczenie każdego biegacza z osobna. Nowi ludzie mogą z tego korzystać i przekazywać dalej. Fajnie jest szerzyć dobro, prawda?

 

Co sądzisz o wstąpieniu do klubu biegowego?

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.

Wysłane przez Anonymous (niezweryfikowany) w pon., 2015-11-16 21:38

Ten sam trening. Budzę się 7:45 i wiem że już nie zdążę na 8:00. Cholera zaspałem. Szybko zaczynam analizować co mógłbym zrobić. Zanim się ubiorę, zanim wsiądę w samochód to co najmniej będę na 8:20. Iść dalej spać. Nie mógł bym zrobić tego sobie i moim przyjaciołom. O ósmej godzinie dzwonię do Piotra, który właśnie startuje z grupą przyjaciół by wykonać kolejne wybieganie. Proszę go żeby zmienili kierunek biegu na przeciwny. Kolega przytakuje, a ja uradowany wybiegam z domu. Grupa robi 3 km i ja robię 3 km. Spotykamy się uradowani w końcu razem. Podczas biegu autor tego artykułu mówi mi, że miał nie biec, ale nie mógł by zasnąć mając świadomość, że przyjaciele biegną. Poczułem to samo. Rozumiem autora tekstu a zarazem mojego kolegę. Dla mnie bieganie w grupie to przyjaźń z ludźmi, którzy podążają w jednym kierunku, to grupa wsparcia i manifestowanie w wspólnej radości. Każda chwila, każdy moment takich radosnych spotkań ma bardzo duże znaczenie dla pielęgnowania przyjaźni. Rafał Brodel Wieliszew Heron Team www.kalejdoskopbiegacza.blogspot.com

Wysłane przez Anonymous (niezweryfikowany) w śr., 2015-11-18 09:50

"mógłbym być albo wyspany, albo szczęśliwy. Decyzja należy do mnie" Ja dodam jeszcze: mogłabym mieć lśniące mieszkanie, wyprasowane ubrania.... Ale wole być wybiegana - w domu i tak sie szybko brudzi a od pogniecionych koszulek honoru nie ubywa ;) Wolę być szczęśliwa.