Biegając od pięciu lat, startując w setkach zawodów na różnych dystansach, pokonując w tym czasie tysiące kilometrów, mogę bez wahania powiedzieć, że w końcu dobiegłem do konkretnego celu. Nie, nie chodzi o wynik sportowy. Jestem zwykłym amatorem o bardzo przeciętnych osiągnięciach. Nie uzyskuję super czasów, nigdy nie zająłem miejsca na podium, nie złamałem „trójki” w maratonie, ot biegacz jakich tysiące w naszym kraju. A jednak, w moim odczuciu, osiągnąłem coś niezwykle cennego. Po kilku latach biegania, po przejściu różnych etapów – od zachłyśnięcia się bieganiem, przez uwielbienie do biegowych gadżetów, testowania sprzętu, przez polowanie na życiówki i lepsze czasy na wszystkich możliwych dystansach, aż po ogólną niechęć do biegania, w końcu mogę powiedzieć, że coś osiągnąłem.

Być może znacie to uczucie, kiedy coś, co dawało wam ogromną radość, staje się tylko smutną powinnością? Może ktoś z was spotkał się z sytuacją, gdzie zamiast uśmiechu na twarzy po dobrze wykonanej pracy, pojawia się grymas zmęczenia i ogólna niechęć? Trudno uwierzyć, że coś co uwielbiasz robić, może doprowadzić cię do takiego stanu, a jednak. W pewnym momencie mojej przygody z bieganiem, tak właśnie się czułem. Dlaczego? Bo przestałem dbać o swoja pasję, pozwoliłem by wkradła się rutyna, wygórowane cele, które nie miały przełożenia na pracę nad ich realizacją, a w połączeniu z ogólnym zmęczeniem, bieganie przestało mnie cieszyć.

Potrzebny był całkowity reset. Przerwa w bieganiu i myśleniu o bieganiu. Taki tryb off na coś czym żyłem przez ostanie lata. Na początku było dziwnie, tak po prostu nie biegać. Trzeba było zagospodarować pustkę, która powstała i nie dać się zwariować. Po kilku dniach przyszedł wyczekiwany spokój, a po kilku tygodniach, zacząłem tęsknić…

 

„Dystans do biegania jest ważniejszy, niż dystans pokonanych kilometrów”

 

To był dziwny czas, ale myślę, że wykorzystałem go najlepiej jak mogłem i dzięki temu, jeśli chodzi o bieganie, mam zupełnie spokojną głowę. Nabranie dystansu do biegania było moim największym osiągnięciem.

Co mi to daje? Co się zmieniło? Przede wszystkim, znowu, odnalazłem radość z biegania. Jestem szczęśliwy, że mam pasję, która mnie cieszy i daje mnóstwo energii. Wydaje mi się też, że znalazłem swój złoty środek jeśli chodzi o starty w zawodach, staram się zachować równowagę między bieganiem dla przyjemności, a bieganiem dla wyników i poprawiania swoich czasów. Rywalizacja z samym sobą jest dla mnie ważna, staram się być lepszy, mocniejszy i to mnie motywuje do pracy, do treningów z tą różnicą, że moje biegowe ego nie przesłania mi tego co najważniejsze. Pasji i poczucia spełnienia.

W bieganiu jest jak w życiu, każdy wybiera swoją własną drogę i każda droga, nawet ta źle wybrana, może nas czegoś nauczyć. To od nas zależy, jakie doświadczenia, będą budować nasze życie.

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.

Wysłane przez ola_fasola91 (niezweryfikowany) w śr., 2017-02-08 18:39

Mega tekst! Daję do myślenia... Pozdrawiam.