„Biegaczką” jestem od kilku lat. Biegaczka budzi się we mnie raz na miesiąc, w innym okresie budzi się o 6 rano. Przeważnie kilka razy w tygodniu. W następnym miesiącu słynna biegaczka sprzed kilkunastu dni, kończy swoja trasę biegową, zanim w ogóle zdąży o bieganiu pomyśleć. I taka sinusoida dzieje się u mnie cały czas. Wzloty i upadki. Zero dyscypliny w życiu, co przekłada się na jego każdy aspekt. Aktualnie znów wróciłam do biegania. Po co? Nie wiem. Nie wiem, dlaczego dobrowolnie skazuje się na ból, na wąchanie tego smrodu spod pachy tuż po biegu, i nie wiem jak to się stało, że moje buty do biegania mają dziury w miejscu dużego palca. Chyba nie lubię biegać i tak naprawdę żadna ze mnie biegaczka. Kocham sport, ale jogging to nie moja pasja. Więc po co? Odpowiedz leży pomiędzy fit & healthy rozsądkiem, a chęcią zrzucenia kilku kilogramów przed majestatycznym momentem... wskoczeniem w bikini. I choć słynne endorfiny po bieganiu robią naprawdę niezły melanż, to znam kilka innych ciekawszych sposobów na ich wydobycie. Ale przejdźmy do rzeczy... chcę się z Wami czymś podzielić.

Przed chwilą skończyłam bieg. Celem było 5 kilometrów i czas nie gorszy niż ostatnio, czyli 27 minut i 5 sekund. Tylko 5 kilometrów? A może aż 5? To bez znaczenia. Choć ostatnią piątkę zrobiłam bez zbędnego wysiłku, to tym razem biegło mi się najgorzej na świecie. Od trzeciego kilometra zaczęły się przystanki, które później nadrabiałam. Po chwili znów pauza i głośno zadawane pytanie w eter: „Dlaczego????!!! Dlaczego głupia stoisz???@!!!”.

Ostatecznie po negocjacjach z samą sobą ruszyłam dalej

Miałam kolkę. Najpierw z lewej strony, później z prawej i w końcu z obu naraz. Odezwało się bolące kolano. Wpadałam w furię, a głosu Pana z Endomondo informującego o kolejnym przebytym kilometrze,= jak nie było, tak nie ma. Do oczu cisnęły mi się łzy. Biegłam przeklinając na głos. Na szczęście mogłam pozwolić sobie na takie sceny, bo biegałam w dużym prywatnym ogrodzie. Bez publiki. Biegnąc w parku najprawdopodobniej zatrzymałabym się, nie mogąc uwolnić swoich emocji. Mogłabym też stłamsić je w sobie biegnąc dalej, bo przecież dookoła są wszędzie ludzie, którzy patrzą i oceniają... W każdym razie, na pewno nie skonfrontowałabym się z samą sobą, co ostatecznie było mi bardzo potrzebne.

W tej sytuacji, mogłam pozwolić sobie na niemal wszystko, bo byłam sama i nikt nie patrzył. Intymność jest ważna. W każdej chwili mogłam skończyć bieg. Nawet próbowałam kilka razy z myślą: „jutro mniej zjem i przebiegnę te cholerne pięć kilometrów”. W głowie miałam tylko argumenty przemawiające za zatrzymaniem się. „Po co Ci to?”, „Dziś nie jest Twój dzień” itp. Muszę też dodać, że dzień miałam równie okropny. Chyba napięcie przedmiesiączkowe się zaczęło. Środa pełna bólu egzystencjalnego i niepopartych rozumem zachowań. Wszystko mnie drażni. Jeden-wielki-pieprzony-dzień-niepowodzeń. Mimo wszystkiego przebiegłam te cholerne pięć kilometrów! Pięć kilometrów! Końcówka była prawdziwą walką o życie. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam czegoś podobnego. Zatrzymałam się i wybuchnęłam płaczem. Nie ze szczęścia, nie z dumy, nie z bólu. Czułam totalną pustkę w głowie i po prostu płakałam. Totalna otchłań. Nie wiedziałem co się dzieje. Dopiero po kilku minutach wszystko zaczęło nabierać sensu. Zrozumiałam, że mój dzisiejszy bieg jest odzwierciedleniem tego wszystkiego, co dzieje się dookoła mnie w ogóle. Całe życie się poddaje i nie potrafię zmierzyć się z czymś, czego nie znam...

Całe życie się zatrzymuję. Całe życie czekam na lepszy moment. Może właśnie tym biegiem, pierwszy raz, tak naprawdę wyszłam poza swoją strefą komfortu? Tuż za nią faktycznie coś pękło. Coś się zmieniło. Jakbym odkryła kolejny kawałek piękna. Kilku wielkich ludzi nazywałoby  to „uwalnianiem emocjonalnym”. Czy to właśnie miało miejsce w moim przypadku? Czasami po jakimś wydarzeniu czujemy, że już nic nie będzie takie jak do tej pory. Właśnie teraz to czuję. Po 27 minutach i 23 sekundach biegu czuję, jakbym poszła o krok do przodu. Tylko krok, ale bez niego nie będzie następnego i... następnego.

Aż dziwne, że szamani nie wykorzystują techniki biegania jako jednego ze swoich ćwiczeń zaraz obok medytacji. A może po prostu zbyt mało wiem na ten temat. Jeżeli dla kolejnych kawałków piękna biegają biegacze długodystansowi - zazdroszczę im kolekcji. :) Czas na zmiany!

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.

Wysłane przez Magda (niezweryfikowany) w pon., 2015-07-20 21:02

to nie tylko ja tak miewam? ufff :)

Wysłane przez Mateusz Jasiński w wt., 2015-07-21 11:55

wszyscy jesteśmy bardzo podobni ;)