Ostatnio przysłuchiwałem się rozmowie byłych mistrzów biegania — zapomnianych przez środowisko, niegdyś naprawdę solidnych biegaczy. Dziś mistrzowie są już od dawna na emeryturze i zajmują się trenowaniem amatorów. Do napisania tego krótkiego artykułu zainspirowała mnie właśnie postawa jednego z byłych mistrzów (z życiówką poniżej 29 minut na 10km na bieżni — personaliów zdradzić nie mogę, no ale wynik nie w kij dmuchał!), dla którego niezrozumiałym jest fakt, że „taki amator” jak Bartosz Olszewski jest przez większość biegaczy postrzegany jako guru. Głównym zarzutem wspomnianego mistrza biegania jest fakt, że rekordy życiowe Bartka nic nie znaczą w świecie sportu wyczynowego. Ewidentnie byłemu mistrzowi nie podoba się też popularność Bartka, nie wspominając już o zupełnym niezrozumieniu zjawiska jakim jest impreza Wings For Life. Były mistrz dziwi się również, że środowisko kibiców nie interesuje się ważnymi wydarzeniami lekkoatletycznymi (jak np. Mistrzostwa Polski czy mitingi Diamentowej Ligi), za to cała Polska mówi o, bądź co bądź, bardzo oryginalnej imprezie biegowej, która powstała raptem 4 lata temu i jest swego rodzaju wynaturzeniem.
Nie chcę wchodzić z powyższym w polemikę. Nie mam na to siły i czasu. Postanowiłem jednak przyjrzeć się wynikowi Bartka i ocenić go w kontekście sportu wyczynowego. O zdanie poprosiłem również swojego wujka Andrzeja Magiera, niegdyś mistrza Europy, medalisty Mistrzostw Świata i wielokrotnego mistrza Polski na 100km z rekordem życiowym na tym dystansie 6h24’11’’ (średnie tempo 3’50’’/km):
W warunkach, z którymi zmierzył się Bartek, mógłbym wycisnąć maksymalnie 85 kilometrów gdybym był w najwyższej formie. Śledziłem całą transmisję i muszę przyznać, że w Wings For Life warunki dla biegaczy, a szczególnie liderów są bardzo korzystne... i o wiele korzystniejsze niż podczas typowych zawodów sportowych w biegach ultra. W Wings For Life mamy obsługę na rowerach, samochody, piloci jadący tuż obok lidera, co daje ogromną, dodatkową pomoc. W zawodach mistrzowskich raczej byłoby to niedozwolone. Nie mniej jestem pod ogromnym wrażeniem naszych biegaczy ultra, a szczególnie pobicia rekordu świata przez Dominikę. Szkoda, że znów nie mogę być młody! Z chęcią sprawdziłbym się w takim wyzwaniu!
Bartek przebiegł w Mediolanie 88 kilometrów co daje średnią prędkość na kilometr na poziomie 3 minut i 45 sekund. Gdyby utrzymał to tempo do 100 kilometra, jego czas na mecie wyniósłby 6 godzin i 15 minut. „Gdyby” w tym kontekście robi ogromną różnicę, bo przecież to aż 12 kilometrów, ale załóżmy, że jest to możliwe. Ba! Ja nie mam wątpliwości, że jest, szczególnie, że w biegach ultra liczy się głównie doświadczenie i biegowy staż. Wielokrotny mistrz świata, największy rywal Bartka w Mediolanie Giorgio Calcaterra ma już ponad 45 lat (swoją drogą zachęcam do lektury wywiadu z Giorgio).
Aby mieć punkt odniesienia sprawdźmy jak wyglądały wyniki ostatnich oficjalnych Mistrzostw Świata na dystansie 100km:
Gdyby Bartek utrzymał to tempo, zostałby niekwestionowanym mistrzem świata na tym dystansie. Ubiegłoroczny zwycięzca, Japończyk, utrzymał średnią 3’47’’ na każdy kilometr. Bartek miałby zatem 2 sekundy zapasu. Z kolei brązowy medalista pobiegł już o wiele wolniej, bo o 10 sekund na każdym kilometrze od średniej japońskiego mistrza.
Wnioski? Jest ogromne prawdopodobieństwo, że gdyby Bartek zdecydował się na oficjalny start w Mistrzostwach Świata na 100km, to wróciłby z medalem, niewykluczone, że nawet z najcenniejszego kruszcu. Zatem kwestionowanie wyczynu sportowego Bartka jest bezpodstawne i świadczy o kompleksach. Dla świata lekkoatletyki to też trochę pstryczek w nos, że… „amator” Bartosz Olszewski jest na ustach całej Polski częściej niż takie tuzy jak chociażby Adam Kszczot czy Marcin Lewandowski. Takie obiektywnie są fakty. Z czego to wynika? Z umiejętności wykorzystywania potęgi social mediów i dzielenia się wiedzą. Zatem, drodzy wyczynowi lekkoatleci recepta na sukces jest dość prosta — jeśli macie sukcesy, to „róbcie” jakościowe social media, dzielcie się wiedzą i stańcie się przykładem budowania dobrej marki osobistej. Genialnie robi to chociażby Joanna Jóźwik, 5. zawodniczka Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro na dystansie 800 metrów.
Świat pędzi do przodu, zasady gry się zmieniają. Albo płyniesz pod prąd albo z prądem albo… wypadasz z nurtu. Więcej opcji nie ma. Obserwuję od wielu lat, jak ogromny problem ma królowa sportu, która od wielu lat przechodzi medialny kryzys. Jako ogromny fan lekkoatletyki marzą mi się czasy, w których za otoczkę „lekkiej” zadbają tacy specjaliści od marketingu jak chociażby ekipa Redbulla, która z zupełnie niczego stworzyła bieg, którym emocjonuje się cała Polska i coraz większa część świata (mowa oczywiście o Wings For Life).
Wszystko przed nami!
A Polakom gratulujemy Dominiki Stelmach i Bartosza Olszewskiego — jesteście niesamowitym przykładem na to, że naprawdę ciężka orka i konsekwencja w realizacji celów przynosi nadzwyczajne efekty.
Dyskusja