Fundacja Maraton Warszawski nie zawiodła i tym razem. Perfekcyjnie zorganizowany bieg, tłumy startujących i świetna atmosfera. Lepiej chyba być nie mogło. Maraton Sztafet Ekiden to bieg na dystansie maratonu. Pokonuje go sześcioosobowa drużyna, gdzie jeden zawodnik biegnie 7,195, dwóch 10 i 3 5 kilometrów. A dla biegaczy całkiem ciekawa odmiana od tradycyjnych, indywidualnych startów.

Podczas tegorocznego Ekidenu mąż jednej z koleżanek z mojej drużyny opowiedział dowcip: „Naukowcy spytali dziesięć matek jak spędzają czas wolny. Osiem z nich nie zrozumiało pytania, a dwie usnęły w czasie udzielania odpowiedzi”. Wszyscy uznali, że jest w tym sporo prawdy. Ale przecież żart nie byłby żartem, gdyby nie był mocno przerysowany. Oczywiście że będąc matką można znaleźć czas dla siebie. Tak się składa, że i ja, i sporo moich koleżanek chętnie przeznaczamy go na bieganie, stąd pomysł na drużynę: „Matkowy Tim”. To była robocza nazwa, której używałyśmy gdy wirtualnie ustalałyśmy szczegóły naszego startu, a gdy przyszło do zapisów, nie zmieniłyśmy jej.

Zaproszenie do drużyny biegających matek przyjęłam z ogromną przyjemnością. Szybko skompletowałyśmy skład, który z czasem uległ zmianie – jedna osoba wykruszyła się ze względu na termin, inna z przyczyn zdrowotnych, na szczęście udało się znaleźć na ich miejsce zastępstwo. A skoro już podjęłyśmy się startu, to dlaczego by nie wziąć udział w akcji Biegam Dobrze? By otrzymać pakiet, drużyna musiała zebrać 1000 zł. Dokonałyśmy szybkiej kalkulacji: każda z nas wpłaci to, co wydałaby na pakiet startowy, zaangażuje się w zbiórkę – doszłyśmy do wniosku, że powinno się udać. A skoro jesteśmy teamem matek, aż się prosi, by zdecydować się na organizację działającą na rzecz dzieci. Wybór padł na Komitet Ochrony Praw Dziecka. I udało nam się sprostać pierwszemu wyzwaniu – zebrałyśmy wymaganą kwotę! A to satysfakcja nie mniejsza niż w przypadku niejednej biegowej życiówki. Pozostał nam jeszcze tylko bieg.

A bieg w sztafecie trochę się różni od biegu na własny rachunek. Od twojego wyniku zależy czas całej drużyny. I chociaż traktowałyśmy start jako zabawę i nie stawiałyśmy sobie żadnych celów, może poza symbolicznym i stosunkowo łatwym do osiągnięcia złamaniem czterech godzin, to i tak wiadomo, że każdy chce pobiec jak najszybciej i dać od siebie drużynie jak najwięcej.

A jak najszybciej może oznaczać bardzo różne rzeczy i to kolejny wielki urok sztafety: nieważne, czy biegasz 5 kilometrów w 20, czy w 35 minut, ważne, byś dał z siebie absolutnie wszystko. I każda z nas miała taki zamiar, z jednym wyjątkiem: jedna z członkiń drużyny jest w piątym miesiącu ciąży. Jej zadaniem było pobiec spokojnie, z przejściami do marszu jeśli będzie taka potrzeba, pilnując tętna.

I tak jak planowałyśmy, każda z nas dała z siebie maksimum. Trasa jak to w parku (impreza odbywała się w Parku Szczęśliwickim), charakteryzowała się wieloma zakrętami i drobnymi, ale dającymi się we znaki podbiegami. W dodatku słońce nie oszczędzało biegaczy już od samego rana, dlatego bieg do łatwych nie należał. Jednak spokojnie mogę powiedzieć, że każda z członkiń mojej drużyny dała z siebie wszystko. Gdy ostatnia z nas kończyła swój bieg, postanowiłyśmy wejść na trasę (która nie była już zatłoczona) i przebiec z naszą zawodniczką ostatnie kilkadziesiąt metrów. Bo co to za problem przetruchtać kawałek z babką w piątym miesiącu ciąży, prawda? Nieprawda, nie znacie Agnieszki. Jej finisz był tak mocny, że miałyśmy spore trudności z dogonieniem jej. Czasem powstrzymanie się od biegu na sto procent jest nie mniej trudne niż zmobilizowanie się do niego.

Osobiście chciałabym wszystkim osobom zainteresowanym startem w sztafecie polecić bieg na pierwszej zmianie. Dystans jest dziwny – 7,195 km – jak to biec? Miałam nadzieję utrzymać moje najmocniejsze tempo biegu na 5 kilometrów i nikogo chyba nie zdziwi, że to mi się nie udało i mimo wielkiego wysiłku wyszło trochę wolniej (37:39 – biorąc pod uwagę moje dotychczasowe wyniki to czas przyzwoity, choć z lekkim niedosytem). Pierwsza zmiana ma za to ogromną zaletę: kończysz bieg i pozostaje ci już tylko integrowanie się z członkami drużyny i kibicowanie. Pozostałym krócej lub dłużej towarzyszy jeszcze przedstartowy stres. A ten jest podwójny. Po pierwsze: czy pobiegnę zgodnie z założeniami? Po drugie: czy nie nawalę w strefie zmian? Niestety bywa, że ktoś ostatkiem sił dobiega do strefy zmian i… nie ma komu przekazać pałeczki, bo zmiennik zaspał, a cenne sekundy uciekają. Widziałyśmy takich sytuacji sporo, na szczęście nam udało się ich uniknąć.

Co do organizacji biegu, warto Fundację Maraton Warszawski pochwalić. Było perfekcyjnie.

Impreza wystartowała punktualnie, dzięki klarownie skonstruowanej tablicy informacyjnej można było z łatwością przygotować się do przejęcia pałeczki od swojego poprzednika, na świetnie oznaczonej trasie był całkiem przydatny punkt nawadniania, wyniki były dostępne zaraz po tym, jak cała drużyna ukończyła bieg. Nawet gdyby ktoś chciał się do czegoś przyczepić – nie ma jak.

Moja drużyna pokonała dystans maratonu w czasie 3:50:00. Szybko? Wolno? My jesteśmy zadowolone, bo każda z nas dała z siebie sto procent. Dla porządku dodam, że zwycięska drużyna Entre.pl Team uzyskała czas 2:26:23. Może to, co napiszę na zakończenie brzmi banalnie, ale w moim przekonaniu taka sztafeta najlepiej pokazuje, jak kosmicznym wyczynem jest pokonanie dystansu maratonu w czasie, jaki osiągają zawodowi sportowcy. W najlepszych drużynach nie brakowało wyjątkowo mocnych, ponadprzeciętnie szybkich, wspaniale wytrenowanych zawodników, którzy uzyskali fantastyczne czasy. A jednak sporo zabrakło im do wyniku, jaki w maratonie potrafi osiągnąć jeden człowiek (dla porównania rekord świata: 2:02:57 i ostatni Orlen Warsaw Marathon: 2:11:54). Mocny biegacz nie osiąga tempa czołowych maratończyków nawet na dystansie pięciu kilometrów! To porównanie sprawia, że im więcej się o tym myśli, tym bardziej nie można pojąć jak niewyobrażalnym poziomem sprawności dysponują zawodowi maratończycy.

A co na koniec można powiedzieć o samej sztafecie? Najlepiej będzie zachęcić wszystkich do udziału w takim biegu. Gdy przed kilkoma laty kolega namawiał mnie na start w sztafecie Ekiden miałam opory bo wiedziałam, że biegam wolniej niż on i inni członkowie jego drużyny. Czy słusznie? Nie. Gdyby kolega chciał ścigaczy, nie zwróciłby się do mnie. A skoro to zrobił, widać nie przeszkadzały mu moje mało wybitne życiówki. Osoby na bardzo różnym poziomie biegowego zaawansowania mogą tu tworzyć jedną drużynę i świetnie się razem bawić. Sztafeta jest formułą biegu nie dającą się porównać do niczego innego. Nigdzie indziej nie poczuje się takiego ducha zespołu jak tu, dlatego warto skrzyknąć znajomych, współpracowników lub członków rodziny i po prostu spróbować.

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.