Siedzę w pociągu z Mediolanu do Bolonii. Jest dobrze – pociąg jedzie 300km/h, siedzenie wygodne, w słuchawkach Bieber śpiewa 'What do you mean?', a za oknem mrok, który dla mnie tworzy przyjemną atmosferę podróży. Wracam z biegu Wings for Life World Run. Zazwyczaj nikt nie tłumaczy tej nazwy, a szkoda, bo w języku ojczystym brzmi jeszcze wymowniej. Skrzydła dla Życia – tak brzmi tłumaczenie. Jest to bieg charytatywny, organizowany od 2014 roku przez fundację Wings for Life. Koszty administracyjne fundacji w całości pokrywa marka RedBull. Całość opłat startowych przekazywana jest na badania dotyczące urazów rdzenia kręgowego prowadzone przez tę fundację. Cel, na który zostają przekazane pieniądze jest wyjątkowy, tak samo jak forma biegu. Zawodnicy ruszają o godzinie 11 czasu uniwersalnego w 34 miastach na całym świecie (zatem w niektórych miejscach bieg zaczyna się w nocy!) i inaczej niż zazwyczaj, nie dążą oni do mety, ale meta dąży do nich. Mowa o samochodach pościgowych, które wyruszają 30 minut po starcie biegaczy i stopniowo przyspieszając mijają kolejnych zawodników. Gdy 'catcher car' dogania biegnącego, kończy on bieg.

Osobiście miałem przyjemność uczestniczyć we wszystkich trzech edycjach – w dwóch w Poznaniu i w tym roku w Mediolanie. Teraz więc bardziej szczegółowo o biegu właśnie we Włoszech. Po dwóch edycjach w Weronie, bieg został przeniesiony do Mediolanu. Pierwsze 40 km biegacze musieli pokonać w mieście, aby później kierować się w stronę Genewy. Na bieg w Mediolanie zapisało się ponad 4000 osób. Jeśli chodzi o różnice w organizacji  w porównaniu do Poznania, w Mediolanie byli pacerzy, ale w punktach żywieniowych niestety nie można było znale źć pizzy, spaghetti i wina – na co można byłoby mieć nadzieję. Atmosfera, tak jak w Poznaniu, niepowtarzalna. To o czym warto wiedzieć, jeśli chodzi o bieganie we Włoszech, to to, że w celu pokonania dystansu dłuższego niż 20 km podczas oficjalnego biegu, przy odbiorze pakietu należy okazać zaświadczenie lekarskie o dobrym stanie zdrowia. Na szczęście, na 20 km nikt mnie nie zatrzymał, także mogłem pognać do 28 km bez zaświadczenia. Co ciekawe, jak się później okazało, to z zawodników biegnących Mediolanie wyłonił się globalny zwycięzca Wings for Life World Run 2016, Włoch Giorgio Calcaterra, który pokonał 88,4 km. Nie sposób nie wspomnieć, że drugie miejsce na świecie zajął Polak biegnący w Kanadzie! Bartosz Olszewski przebiegł 82,4 km! W Wings for Life na naszej ojczystej ziemi, w Poznaniu zwyciężył Tomasz Walerowicz pokonując 71,1 km, co też jest świetnym wynikiem, zasługującym na podziw. Gratulacje dla nich.

Pragnę też opowiedzieć o czymś, co było najistotniejszą częścią mojego uczestnictwa. Gdy jechałem metrem na start, już w stroju i z numerem startowym, podszedł do mnie pewien Włoch, który też zmierzał tam z numerem na klacie. Powiedział do mnie 'non sei da solo' – nie jesteś sam – i ciepło się uśmiechnął. Porozmawialiśmy w drodze, a później zrobiliśmy sobie zdjęcie. Giuseppe jest ultramaratończykiem – pokonał nieraz dystans 100km, który ukończył także 40 maratonów, z rekordem życiowym 2h58 minut. Giuseppe kończy dziś 78 lat i planował przebiec przynajmniej 10 km. Osobiście bardzo go podziwiam i modlę się bym ja też w jego wieku miał taką historię życia, którą mógłbym opowiedzieć jakiemuś smykowi spotkanemu w metrze. Postawa człowieka, który faktycznie przeżył życie, a teraz żyje nadal w jakimś stopniu jak młodzieniaszek to też powód do głębokiej życiowej refleksji, szczególnie dla młodych, którzy żyją jakby byli w wieku Giuseppe, jakby mieli 80 lat.

Na koniec dodam, że na mnie największe wrażenie robi hasło biegu – Biegnij dla tych, którzy nie mogą biec. Porażające. Na trasie widziałem ludzi na wózkach, którzy nam kibicowali. Za każdym razem ściskało mi się serce i przechodziły dreszcze, czułem fizyczny ból. Za każdym razem wzbudzałem w sobie wdzięczność za to, że jestem zdrowy i sprawny - mam wszystko czego mi potrzeba, dostałem ogromnie dużo. Zbyt często bierzemy to za pewnik. Myśląc o tych ludziach, czuję też odpowiedzialność za to co otrzymałem. Nie mogę wyzbyć się wrażenia, że ludzie sprawni nie powinni sami decydować się na pewnego rodzaju niepełnosprawność i po prostu POWINNI uprawiać sport w jakiejkolwiek formie – nie chodzi o bieganie maratonów, chodzi o cokolwiek. 'Co ludziom na wózkach da, że ja będę uprawiał sport, że będę biegał? Albo co mi da sport w aspekcie tego, że są niepełnosprawni ludzie?' pozwolę Ci dojść do tego własnymi siłami. Mnie w środku rozrywa myśl, że mógłbym nie docenić i nie korzystać z tego co otrzymałem.

Po prostu.

Marcin Banasik

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.