To był rok Igrzysk Olimpijskich w Rio de Janeiro. O starcie na Igrzyskach myślałem od kiedy jestem w sporcie, czyli od 13 roku życia. Kiedyś to było odległe marzenie, które powoli przeradzało się w cel. W pewnym momencie wiedziałem, że chcę pozostać w „lekkiej” i robić to na poważnie.

Zadanie było o tyle warte gry, że kocham to co robię, a chód sportowy był i jest moją pasją.

Odnośnie wiary w swoje marzenia... W mojej rodzinie dostałem wsparcie od mamy i brata. Reszta powtarzała wkoło pytania: „a co z pracą, etatem, studiami, przyszłością, pieniędzmi, zdrowiem itp.?” To zrozumiałe pytania pełne troski, jednak nie czułem, żeby mi pomagały czy dokądś prowadziły. Bardziej szkodziły i podcinały skrzydła, niż faktycznie wspierały. Dlatego moje odpowiedzi się zmieniały, tak jak ja i moje motywacje. Nie zmieniało się to, że trwałem w swoim postanowieniu i dawałem z siebie wszystko.

Na poprzednie Igrzyska w 2012 roku nie dałem rady się zakwalifikować. Byłem zbyt słaby, by rywalizować o miejsce w polskiej trójce (limit wynosi 3 zawodników z jednego kraju). Ani trochę mnie to nie zraziło. Wiedziałem, że następnym razem będę bliżej wyjazdu. Studiowałem, przeprowadzałem się, poznawałem nowych ludzi. Wszystko było jednak priorytetem B. Na pierwszy plan zawsze wychodził sport i dlatego nigdy nie wiodłem do końca „normalnego” życia. W sportach wytrzymałościowych nie da się zrobić przerwy na roczne wakacje.

Dlatego tak doceniam ludzi wytrwałych, bo wiem co to znaczy ciężki i konsekwentny trening.

Doszedłem do przekonania, że wszystko co przychodzi mi z trudem, cenię bardziej. Gdyby start na IO był dla mnie łatwizną, nie zapamiętałbym go, ani tym bardziej nie szanował. Po 4 latach w końcu dostałem się na Igrzyska w Rio de Janeiro i zająłem XV miejsce w chodzie na 50km, co uważam za oczywisty sukces. Warto marzyć i warto mierzyć wysoko, bo to jest główny motor napędowy rozwoju. Można mieć podobne przemyślenia, po głośnym ostatnio artykule przytaczającym co mówią ludzie bliscy śmierci; nie żałują tego co zrobili, ale tego czego nie dokonali. Uczuć, których nie przekazali, o kluczowych momentach przy których brakowało im odwagi; aby zrobić pierwszy krok, aby gonić marzenia, poświęcić więcej czasu ukochanej osobie, by wybaczyć sobie i innym.

Mogę nawet zaryzykować stwierdzeniem, że naszym obowiązkiem jest podążanie za marzeniami. Jeżeli ktoś ma duży ogródek, może to być nawet zbieranie płyt chodnikowych. Szczęścia szukajmy w sobie i walczmy o nie. Nikt nam nie podaruje szczęścia w barterze; w zamian za coś. Życie z tego co wiem, mamy tylko jedno i nie warto go marnować na prostą i bezbarwną egzystencję. Dlatego chciałbym żeby każdy znalazł swoje małe „igrzyska” i konsekwentnie do nich dążył.

Być może to brzmi banalnie i naiwnie. Może rzeczywiście tak jest, ale zbyt często widzę ludzi, którzy rezygnują z marzeń z powodu „problemów”. „Nie pojadę z plecakiem do Chin, bo coś tam mi wypadło. Może w przyszłym roku”. Problemy w rzeczywistości często nimi  nie są. Tylko są naszymi wyobrażeniami i strachem przed nieznanym. Łatwo powiedzieć „bądź odważny, zrób to!”, ale można też zacząć od pierwszego kroku, czyli uświadomienia sobie, że odkładamy pasje na wieczne „potem”.

Wspomniane „problemy” nie zawsze wychodzą na złe. Czasem są szansą lub darem. Tak też miałem tuż po igrzyskach: złamałem kostkę i spodziewałem się długiej rehabilitacji. Mogłoby się wydawać, że dla mnie, wyczynowego sportowca to życiowa tragedia, która wpłynie płynie to na przyszły sezon. Co ja zrobię?! Zamiast takiego myślenia, wiedziałem, że sobie poradzę i jak tylko kość się zrośnie, wrócę do treningu. Wtedy zupełnie jak w chińskim przysłowiu okazało się, że każda zła rzecz może przynieść mnóstwo dobrego, bo… przez złamaną nogę zacząłem się spotykać z dziewczyną, z którą planuję wspólną przyszłość.

Czy to nie niesamowite, jakie życie czasem płata figle? Dlatego staram się niczego nie oceniać pochopnie, ani nie rozpaczać. Nikt nie wie, dokąd takie „problemy” mnie doprowadzą w przyszłości. A na nowy rok życzę sobie i wam jak najwięcej sytuacji, które okazują się błogosławieństwem w przebraniu.

Chciałbym, żeby był to pierwszy tekst w nowym cyklu. Postanowiłem na początek „prześwietlić” moje doświadczenia i przemyślenia z mijającego, bardzo ważnego dla mnie roku. W kolejce czeka między innymi artykuł na temat technik relaksacyjnych, które „odkryłem” w trakcie przygotowań do Rio. Tym samym zaczyna się ekscytująca dla mnie przygoda!

Adrian Błocki

P.S. Dla ciekawskich link

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.