Wracam właśnie z Mistrzostw Poznania w Biegu na 6 godzin. Najlepiej pisać na świeżo, a że siedzę w wygodnym fotelu, mam jakieś 30 minut zanim odpłynę. Przechodzę zatem do rzeczy!

Biegi na czas (6h, 12h, 24h) są traktowane jako ultra, gdyż dystans pokonywany przez startującego niemal zawsze przekracza 42,195km. Nie ukrywajmy też, że nie cieszą się one zbytnią popularnością, gdyż ich forma a) jest wymagająca – nie ma dystansu, którego szybsze pokonanie pozwoli zakończyć bieg, lecz biega się do upadłego np. przez 6h, b) jest dość nudna, tzn. tak, jak przy większości ultra, które organizowane są w górach, widoki i różnorodność trasy są natychmiastowym wynagrodzeniem trudu i zmęczenia, tak biegi czasowe organizowane są zazwyczaj na pętlach – np. 5km. Niemniej, biegacze decydują się brać w nich udział, a to znaczy, że coś w nich jest. Jak na biegacza-naukowca-dziennikarza przystało, postanowiłem to zbadać!

Mistrzostwa Poznania w Biegu na 6 godzin to bardzo kameralna impreza, odbywająca się od trzech lat w Poznańskim Lasku Marcelińskim. Kameralna, bo w tym roku, łącznie w obydwu biegach (3h i 6h) wzięło udział ok. 30 biegaczy. Trasa prowadzi po leśnej pętli o długości ok. 4,7km. Podczas biegu oraz po jego zakończeniu, organizator zapewnia napoje: woda i CocaCola, oraz pożywienie: pomarańcze, banany, ciasta, ciastka, czekoladę, kostki cukru – standard. Natomiast, bardzo miłym gestem ze strony organizatorów w tym roku było zamówienie dla wszystkich pizzy po zakończonym biegu. Co więcej, na trasie można liczyć na solidne wsparcie mentalne z ich strony, a to naprawdę istotne. Nawet słowa typu „już tylko dwie godzinki, dasz radę” są na trasie czymś bardzo przyjemnym. Na tych, którzy ukończą bieg czeka też okolicznościowy medal. Jeśli chodzi o mnie, wziąłem udział w tego typu biegu po raz pierwszy. Odczucia? Naprawdę pozytywne – las, świeże powietrze, atmosfera biegów ultra. Co więcej tego typu start stanowi dobrą alternatywę dla tradycyjnego długiego wybiegania – zawsze coś nowego. Poza tym, w przeciwieństwie do większości ultra, które, jak mówiłem, odbywają się zazwyczaj w górach, ten bieg organizowany jest na płaskim podłożu, więc jeśli maraton nie powoduje już u Ciebie gęsiej skórki i masz ochotę na więcej, ale obawiasz się biegowej wspinaczki, może jest to coś, co Cię zainteresuje? Na taką ewentualność kilka rad:

  1. Nawadnianie i odżywanie niewiele różni się od tego przed i podczas maratonu. Nie wchodząc w szczegóły, nie można pozwolić sobie na energetyczny zjazd. Po więcej informacji odsyłam do artykułów, w których poruszane są te kwestie, a które znajdziecie też na Trenerbiegania.pl
  2. Tak jak podczas maratonu, aby zapobiec obtarciom, dobrze jest wyposażyć się w plastry na sutki (może przyjmie się określenie „sutko-plastry”?)
  3. Idąc za przykładem wielu ultramaratończyków, np. Bartosza Olszewskiego i też bazując na własnym doświadczeniu, szczerze polecam 2x2 tabletki stoperanu rano przed startem. Problemy żołądkowe podczas wielogodzinnych wstrząsów, powodowanych biegiem spędzają sen z powiek wielu biegaczom, a jeść przed i w trakcie biegu trzeba, w przeciwnym razie zabraknie energii. W takiej sytuacji, stoperan to chyba dobre rozwiązanie.
  4. Ostatnie i NAJWAŻNIEJSZE. Podczas biegów ultra, jeszcze bardziej niż podczas maratonu, olbrzymią rolę odgrywa głowa. Wiele trudności, np. na półmetku, wcale nie powinno prowadzić do wniosku „skoro już teraz jest mi trudno, to jak niby poradzę sobie z resztą biegu?” NIE! Po pierwsze, nie skupiaj się na tym – kryzys, na który nie zwracasz większej uwagi, przemija. Po drugie, pomyśl! Już połowa biegu za Tobą i dałaś/dałeś radę! Wystarczy przetrzymać resztę. Poza tym, jak mówi Giorgio Calcaterra, w bieganiu, jak w życiu, kryzysy przychodzą i odchodzą. Gdy przyjdzie kryzys, skróć krok, zwolnij, pomyśl co nie gra, przeanalizuj, czy możesz zrobić coś, żeby zagrało, ale nie poddawaj się!

Reasumując to co napisałem powyżej, maratończykom i „tradycyjnym” ultramaratończykom, którzy chcieliby spróbować czegoś nowego, zdecydowanie polecam start w biegach godzinnych, a szczególnie Bieg 6h w Poznaniu.

Na koniec, wprawdzie wziąłem udziałem i ukończyłem tylko dwa biegi ultra, ale samo nasuwa mi się pytanie – dlaczego to robimy? Dlaczego startujemy w ultra? Nie do końca wiem, nadal szukam własnej odpowiedzi. Wiem, natomiast, że prędzej spadnę z klifu gdzieś w górach podczas biegu na 100mil w Stanach (ale niekoniecznie w Stanach), niż zejdę na zawał opychając się ciastkami, bo „tak łatwiej”, bo „tak mi dobrze”, bo „to moje życie i mam do tego prawo”. Życzę Wam kosmicznego wieczoru (ALBO dnia, jeśli czytacie rano :) ).

PS1 Jednak nie odpłynąłem po 30 minutach – napisałem cały artykuł w drodze. To też znak, że 60km w 6h nie jest jednak tak wyczerpujące, jak myślałem! A serio, po biegu, przez jakieś 10 minut, nie planowałem biegać już nigdy…

PS2 Motywację znajduje się tam, gdzie się jest i znajduje się ją w otoczeniu ludzi. W moim przedziale jadą chłopaki, 15-20 lat, którzy wraz z trenerami, wracają z Mistrzostw Polski Niepełnosprawnych w Pływaniu. Ostatnio coraz częściej czuję „ciążącą” na mnie odpowiedzialność, wynikającą z mojej pełnosprawności (za którą jestem wdzięczny, i którą pragnę wykorzystywać, jak długo będę w stanie). Przez tę refleksję, choć dobrą, niezwykle błędnie, podświadomie, założyłem, że większość osób niepełnosprawnych nie chce uprawiać sportu, że posiada prawo nie uprawiać sportu i prawo nie dawać z siebie więcej – przecież nie ma niczego, co byłoby bardziej oczywistym przyzwoleniem na stały odpoczynek, niż właśnie niepełnosprawność. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że określenie „niepełnosprawność” jest bardzo pojemne i faktycznie są osoby, które mają bardzo ograniczoną mobilność, ALE ci chłopcy są najlepszy przykładem, że przy pewnych dysfunkcjach można robić naprawdę dużo – często więcej, niż olbrzymia grupa „pełnosprawnych”, którzy, jak mawiam, sami decydują się na niepełnosprawność. Przy okazji, jestem niezmiernie wdzięczny i organizatorom tych zawodów w pływaniu dla niepełnosprawnych – świetnie, że takie rzeczy są, i trenerom chłopaków, którzy poświęcają dla nich czas i siły (trener musi nosić jednego z nich, bo jego dolne kończyny są sparaliżowane). Na świecie jest wielu dobrych ludzi. Tym, natomiast, co często stanowi różnicę, jest chęć do działania na rzecz dobra i faktyczne działanie.

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.