W ubiegłą niedzielę w całej Polsce odbyły się biegi mikołajkowe. Każdy kto tego dnia chciał gdzieś pobiec na pewno miał ku temu okazję. Ja zdecydowałem się wziąć udział w Festiwalu Biegów Świętych Mikołajów w Toruniu i przebiec dystans półmaratonu. Do Torunia wybrałem się z przyjaciółmi – Mateuszem i Damianem już w piątek. Po opóźnionym o 130 minut pociągu, o 21 udało nam się dojechać i od razu pobiegliśmy na kolację do Manekina, który powstał właśnie w Toruniu. Później poszwędaliśmy się jeszcze po mieście zaglądając do kilku klubokawiarni, natomiast myśląc o starcie ograniczyłem ilość alkoholu do jednego desperadosa. Następnego dnia oprócz kilku spotkań z przyjaciółmi, o 17 spotkałem się na wywiad z Kamilem Leśniakiem – czołowym ultrasem młodego pokolenia, a przede wszystkim świetnym, normalnym gościem, po uszy w pasji do biegania. Spotkaliśmy się w Perksie – kawiarni zrobionej na wzór tej z amerykańskiego serialu Przyjaciele – bardzo polecam. Świetna kawa, świetna atmosfera. Po wywiadzie poszliśmy odebrać pakiety startowe. Przy okazji poznałem Mateusza Goleniewskiego – to była przyjemność, a później zrobiliśmy sobie zdjęcie z p. Jurkiem Skarżyńskim, z którym od czasu Wings for Life 2014, gdy startowałem w jego drużynie i przebiegłem o kilometr więcej, zawsze z radością przybijam piątkę :D. Następnie spotkałem się z koleżankami z Torunia – Martą i Karoliną, znów tylko jedno piwo i o 22.30 grzecznie wróciłem do domu. O 24 już spałem, bo pobudka po 7. Rano tradycyjnie, jak to w niedzielę – do kościółka. Później spotkałem się z bratem i jego rodziną ( jego trzy smyki – Basia, Ola i Wojtek wzięli udział w Biegu Mikołajka!) i potruchtaliśmy na start. Przed startem czułem się niepewnie i chciałem tylko pobiec stabilnie, bez kryzysów i zmieścić się w 1h 40min. Biegłem zupełnie na wyczucie, bo nie mam zegarka, a pomiaru czasu na trasie nie było. Szło dobrze, zmęczenie pojawiło się dopiero na 14km. Na szczęście właśnie wtedy pojawił się tata mojego kolegi, pan Piotr, który w przeddzień zaoferował się być moim indywidualnym pacemakerem. Przyznam, że nieźle mnie wkurzył, bo nie dość, że nie pozwalał mi zwalniać, to chwilami kazał nawet podkręcać tempo! Nie mogłem odpuścić, bo to twardy gość i nie chciałem wyjść na lamę. Dzięki niemu wpadłem na metę po 1h 34minutach i 46sekundach, lecąc ostatnie dwa kilometry w okolicach 4:20min/km, tym samym pobijając życiówkę z 2014. To był mój najprzyjemniejszy finisz w życiu, bo zaraz po przekroczeniu linii mety spotkałem się z przyjaciółmi – Martą, p. Arletą, p. Agnieszką, Mateuszem, Damianem i Krystianem, którzy tam na mnie czekali. Jeśli chodzi o życiówkę, to wyniki nie są najważniejsze, jasne, ALE cieszą!  

      Na wykręcenie dobrego czasu pozwalała też trasa biegu, która po raz pierwszy w historii FBŚM w Toruniu posiadała atest PZLA i w większości wiodła po asfalcie. Start dla obydwu dystansów – 10 oraz 21 095,7km miał miejsce w historycznym i kulturalnym centrum Torunia – pod pomnikiem Mikołaja Kopernika o godzinie 11. Ciężko wyobrazić sobie przyjemniejszą lokalizację na otwarcie biegu, a pora też bardzo ok, bo można było się wyspać. Na starcie obecni byli oczywiście zawodnicy Angels Toruń w klubowych strojach, którzy zajęli miejsce w pierwszym rzędzie, przed samą linią startu. Ich obecność to zawsze miły akcent podczas startu. W tym roku dodatkowo organizatorzy postanowili wesprzeć trend, który w Polsce od pewnego czasu zyskuje na popularności. Chodzi o możliwość startu w duecie – wraz z psim przyjacielem! Świetna sprawa. Sam na mecie widziałem olbrzymiego wilczura, penetrującego językiem kubek z ciepłą herbatą – wyglądał na zadowolonego. Na trasie – na 12 oraz 16km można było posilić się m.in. pomarańczami, bananami i PIERNIKAMI! W temacie punktów żywieniowych jeszcze tylko istotna uwaga. Wolontariusze zajmujący się napojami na trasie powinni być świadomi, że jeśli ktoś walczy o czas, albo po prostu o utrzymanie rytmu biegu to naprawdę doceni, jeśli przebiegając przez punkt żywieniowy tylko wystawi rękę w którąś stronę i dostanie kubek, ewentualnie będzie miał bezpośredni dostęp do stolików, na których stoją kubeczki. Wolontariusze punktu żywieniowego na 12km absolutnie dali radę, byli świetnie przygotowani, bo czekali na nas z kubkami w dłoniach i z jedzeniem na tacach. Oprócz tego był doping i ciepłe powitanie, to się docenia. Jeśli chodzi o punkt na 16km, to postawa wolontariuszy pozostawiała troszkę do życzenia. Podczas, gdy przebiegaliśmy przez punkt, a nie było nas jeszcze wielu, bo biegłem w pierwszej 200, nikt nie stał z gotowymi kubkami w dłoniach – oczywiście rozumiem to – nie jesteśmy gwiazdami, natomiast gdy próbowałem dostać się do stolika, dostęp utrudniali mi wolontariusze ustawiający równo kubki akurat od strony trasy, to trochę mnie zdenerwowało. Jest to natomiast tylko pewien niuans, który absolutnie nie wpływa na mój odbiór i opinię o całej imprezie. Kocham Toruń, bo to piękne miasto, a co najważniejsze żyje tu wielu moich znajomych. Bywam tam kilka razy w roku i Szeroka, Bulwary, Rybaki, Lenkiewicz oraz Perks to nieodłączne elementy każdej wizyty. Bardzo się cieszę z możliwości wzięcia udziału w biegu w tak wyjątkowym dla mnie mieście, a skoro moja subiektywna opinia jest pozytywna to serdecznie Wam polecam ten bieg. Wprawdzie Festiwal organizowany jest już poza sezonem sensu stricto, ale przecież to nie problem – życiówkę można wykręcić nawet zimą. Poza tym udając się do Torunia całą rodziną, jak to zrobił mój brat Bartek, który poprawił PB do 1h43min (gratuluję!), macie szanse zmienić „zwykły” start w wyjątkowy weekend z rodziną w pięknym mieście.

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.