Dean Karnazes zarówno w książce Ultramaratończyk, jak i w wielu wywiadach zwraca uwagę, że bieganie długodystansowe jest istotną częścią jego życia, na którą poświęca wiele czasu, ale pragnie także albo przede wszystkim być dobrym ojcem (Dean ma dwoje dzieci). W związku z tym wstaje o 3:30 i robi trening biegowy o długości maratonu, wraca do domu, przygotowuje śniadanie dla dzieci i zawozi je do szkoły, potem rozpoczyna pracę. Życie Deana jest ekstremalne i godne podziwu, chociaż on sam określa się mianem „zwyczajnego gościa”. Jest wielu ludzi, także w naszym otoczeniu, którzy są „zwyczajni”, a jednak nie-zwyczajni. Bartek Banasik, mój brat, podobnie jak Dean, ma dzieci (troje – 2,4 i 5 lat), pracuje w formacie 9-17 oraz biega, może nie 500km bez przerwy jak Dean, ale maratony i połówki owszem. Bartek wykonał sporo pracy, aby być w tym miejscu biegowej „kariery”, w którym obecnie się znajduje. Dowodem i zwieńczeniem tej pracy na ten moment są dwie życiówki, które ostatnio ustanowił – podczas Półmaratonu Warszawskiego (1h48min15s) oraz podczas Maratonu Łódź (4h00min40s). Dodam tylko, że jeszcze trochę ponad rok temu wyniki Bartka na tych dystansach wynosiły odpowiednio 2h18min i 5h15min. Dobrze jest poznawać ciekawe biegowe historie, nawet jeśli nie są to te, o których słyszymy w kontekście Igrzysk lub czytamy w „Runner’s World”. Bartek zgodził się udzielić mi wywiadu, do którego przeczytania serdecznie zapraszam.

Od jak dawna biegasz i jak to się zaczęło?

Romansowałem z bieganiem jeszcze w czasach podstawówki i liceum, nie miało to, jednak, nic wspólnego z systematycznym treningiem. Regularnie biegam, natomiast, od wiosny 2012. Właściwie, nie pamiętam, dlaczego zacząłem biegać. Wtedy miałem jeszcze sporą nadwagę. Myślę, że chodziło i o poprawę kondycji i o zrzucenie paru kilogramów, ale przede wszystkim o to, za co ceniłem bieganie w czasach liceum i za co cenię je do dziś, czyli reset psychiczny. Bieganie zawsze pozwalało mi na chwilę oderwać się od rzeczywistości, odpocząć i oczyścić umysł. Pamiętam, że zaczynałem od dystansu 1-1.5 km i co chwilę trucht przeplatałem marszem. Na większy wysiłek nie pozwała mi kondycja. Potem starałem się co 2-3 tygodnie zwiększać dystans o kilkaset metrów i więcej biec, a mniej maszerować. Z czasem zacząłem zapisywać się na różne biegi masowe – np. na 10 km. Na wiosnę 2013r. przebiegłem swój pierwszy półmaraton (2:12), a na jesieni pierwszy maraton (05:03). Później trochę się opuściłem – przestałem regularnie biegać i jeszcze przytyłem. Chociaż nawet wtedy starałem się startować w biegach (przebiegłem nawet 2 maratony, odpowiednio w czasie 05:08 i 05:15), męczyłem się. Bieganie bez regularnego treningu i z dużym brzuchem nie sprawiało mi już tyle radości. Wszystko zmieniło się w kwietniu 2015. W związku z moimi 30-tymi urodzinami, postanowiłem, że schudnę. Poszedłem do dietetyka i wróciłem do biegania. Niczym syn marnotrawny, odkurzyłem dawno zapomniane buty i wyszedłem sprawdzić aktualną kondycję. Nie było dobrze. Średnie tempo 07:30 min/km na dystansie 6-8 km. Na szczęście, zawziąłem się na dobre i tak z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc, mój brzuch malał, a tempo biegu zwiększało się. Od maja do września schudłem 30kg. Regularne treningi i znacznie mniejsza waga sprawiły, że zacząłem się zaskakiwać! Nagle osiągałem wyniki, o których nigdy nawet nie marzyłem. To było niesamowite, co bieg to życiówka! W 37. PZU Maratonie Warszawskim (wrzesień) pobiłem swój dotychczasowy rekord życiowy o 43 minuty, w Biegu Niepodległości (listopad) - o 8 minut, w Półmaratonie Świętych Mikołajów (grudzień) – o 22 minuty! A że apetyt rośnie w miarę jedzenia, to wciąż mi mało! Dlatego cały czas biegam -  amatorsko, ale regularnie i z sercem. Mam nadzieję, że nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa.

W jaki sposób udaje Ci się pogodzić ojcowskie obowiązki z bieganiem?

To prawda, że największym „wrogiem” mojego regularnego biegania bywały wyrzuty sumienia wynikające z potencjalnego zaniedbania rodziny. Kocham moją żonę i trójkę dzieci – one są dla mnie absolutnie najważniejsze. Po pracy, gdy wracam do domu, dzieci czekają na mnie, aby chociaż chwilę się pobawić. Wieczorem, gdy dzieci usną, chciałbym spędzić trochę czasu z żoną. Nie tylko nie mam serca z tego rezygnować, ale nie chcę tego robić. Kiedyś, aby pobiegać, wstawałem rano, jeszcze przed pracą. Niemniej, obecnie, biorąc pod uwagę dłuższe dystanse podczas treningu oraz problemy z pobudką (chyba się starzeję!), odpuściłem ten wariant. Bieganie o 23.00 też nie jest dla mnie – o tej porze nie potrafię wydobyć z siebie motywacji, poza tym, po treningu miałbym problem z zaśnięciem. Dlatego, optymalnym rozwiązaniem jest dla mnie powrót biegiem z pracy. Do czasu, który poświęciłbym na powrót komunikacją miejską dokładam 15-20 minut, a w zależności od potrzeb, modyfikuję trasę, tak aby zrobić większy kilometraż. Nawet jednak przy dłuższym treningu jestem w domu na tyle wcześnie, że udaje mi się spełnić wszystkie obowiązki ojca i męża. Co więcej, wchodzę do domu uśmiechnięty i pełen energii, a nie zmulony i śnięty, jak wtedy gdy po 8h przy komputerze, wracam komunikacją lub autem. Długie wybieganie robię zazwyczaj w weekend. Wstaję wtedy wcześniej, aby wrócić do domu najpóźniej na drugie śniadanie. Na razie taki układ treningów działa.

Czy zrzucenie 30 kg miało decydujący wpływ na to, że w tak krótkim czasie zrobiłeś taki postęp, jeśli chodzi o życiówki i ogólnie o bieganie?

Tak - na pewno ogromne znaczenie miało zrzucenie 30 kg. Poza tym, systematyczne bieganie i sportowy tryb życia ( jazda na rowerze, gra w piłkę nożną, koszykówka, treningi „Bieganie po Schodach”). Niczego bym, jednak, nie osiągnął, gdyby nie odpowiednia motywacja. Nigdy nie było tak, że biegałem, aby schudnąć. Nie! Bieganie nie było też przykrym obowiązkiem - zawsze to uwielbiałem, a schudłem przy okazji. Bieganie sprawiało i sprawia mi ogromną radość. Nawet w gorszy dzień, gdy nie mam ochoty się ruszać, myślę o startach, które mam zaplanowane, zakładam buty do biegania i daję z siebie 100%. Kiedy po treningu sprawdzam na komórce swoje wyniki i widzę, że są dobre, jestem po prostu szczęśliwy. Staram się nie startować w wyścigach „hurtowo”. Celuję w jeden konkretny bieg. Zapisuję się na niego kilka miesięcy wcześniej i trenując, cały czas o nim myślę. Każdy trening nie jest zwykłą przebieżką, ale niezbędnym krokiem do osiągnięcia celu, który jest na końcu tej drogi. Taka motywacja na mnie działa!

Jak Ci się biegło podczas Półmaratonu Warszawskiego oraz Maratonu Łódź? Powiedz też proszę o organizacji, atmosferze, trasie oraz warunkach.

W obu biegach udało mi się pobić życiówki, także trudno bym źle je wspominał J Półmaraton Warszawski to już kolejny bieg organizowany przez Fundację „Maraton Warszawski”, w którym brałem udział. Organizacja, jak zawsze, była na najwyższym poziomie. Trasa bardzo ciekawa – nie było ani jednego nudnego momentu. Oczywiście nie można nie wspomnieć o „cudownym” podbiegu na 20km, ale i on miał swój urok! Podczas tego biegu miałem też podwójną motywację, gdyż w ramach zbiórki charytatywnej BIEGAM DOBRZE zadeklarowałem, że, o ile nie pobiegnę poniżej 1:49:00, będę musiał zgolić brodę , a nie ruszałem jej od 2012! Na szczęście brodę udało się ocalić J W Łodzi biegłem natomiast po raz pierwszy. Na pochwałę zasługuje profesjonalna organizacja imprezy głównej, a także towarzyszących (moje dzieci brały udział w sobotnim Kids Run), szybka trasa (tylko 49m przewyższeń) oraz bogaty pakiet startowy (czapka, plecak, koszulka, buff). Fajne było też to, że przy wszystkich korzyściach związanych z biegiem masowym (pacemakerzy, punkty odżywcze, obsługa foto), na trasie nie było tłoku (na dystansie maratonu startowało ok. 2000 osób). Jedynym elementem, którego minimalnie mi zabrakło był doping na trasie. Oczywiście w punktach kibicowania energia była na 100%, ale zdarzały się też odcinki, gdzie nie było żywej duszy. Bieg oceniam, jednak, bardzo pozytywnie. Szczerze polecam!

Jakie są Twoje następne biegowe cele i jakie jest Twoje największe biegowe marzenie?

Najbliższy cel – Wings For Life w Poznaniu. Rok temu przebiegłem tam zaledwie 10,5km. W tym roku zamierzam przebiec 22-28km. Kolejny duży cel to 38. PZU Maraton Warszawski i zejście poniżej 4h, o ile? - okaże się J. W przyszłym roku kolejne maratony i półmaratony. Także moim celem jest walka o kolejne rekordy życiowe na trasach: 10km, półmaraton i maraton. Skupiam się na tym. Nie mam wielkich marzeń, jak np. stanąć na podium na 10km, czy przebiec maraton poniżej 3h J. Zobaczymy jak to się wszystko rozwinie. Nie trenuję profesjonalnie, także „złotych gór” nie zdobędę. Mam jedynie nadzieję, że kondycja mi się nie pogorszy, a bieganie wciąż będzie mi sprawiać tyle radości.

Czy jest ktoś kto stanowi dla Ciebie motywację w bieganiu?

Nie mam takiego jednego wzoru, który byłby  dla mnie motywacją. Jedyna osoba, która ewentualnie przychodzi mi do głowy to Scott Jurek. Choć z biegami ultra nie mam nic wspólnego, jego historia w istotny sposób wpłynęła na moje bieganie. Kiedy na początku mojej „biegowej kariery” zaczynałem czytać jego książkę Jedz i biegaj, nigdy wcześniej nie słyszałem o biegach ultra. Poznanie historii Scotta, a szczególnie jego ekstremalnych startów (wówczas dla mnie abstrakcyjnych), uświadomiło mi, jak wspaniałe i niepojęte jest ludzkie ciało i jak wiele może zdziałać przy odpowiednim treningu. Zrozumiałem, że mogę wszystko, że granice są tak naprawdę tylko w mojej głowie. Ta lektura natchnęła mnie do przekraczania własnych granic. Na co dzień natomiast, mojemu bieganiu towarzyszą różne motywacje. Zawsze mam w głowie wyścigi, na które się zapisałem. Myślę o tym, że muszę dać z siebie wszystko, aby w dniu startu na osiągnąć cel. Często, zapisując się na bieg, korzystam z kanałów charytatywnych, np. obecnie biorę udział w akcji BIEGAM DOBRZE w ramach zapisów na PZU 38. Maraton Warszawski - zachęcam do wpłat ;-). W ramach takiej akcji wyznaczam sobie minimalny wynik w danym wyścigu, deklarując, że o ile go nie osiągnę, zrobię coś dziwnego, np. zgolę brodę, albo ogolę głowę na łyso J . Wychodząc na trening i myśląc o danym starcie, mam w głowie także podopiecznych fundacji, dla której zbieram pieniądze oraz przyjaciół i znajomych, którzy wpłacili parę złotych, aby wesprzeć moją charytatywną zbiórkę. Traktuję ich jako moich kibiców. Czuję, że jeśli nie będę przygotowany do startu i pobiegnę słabo, w pewien sposób ich zawiodę. Lubię też biegać z aplikacjami sportowymi – stanowią dla mnie realną motywację. Mam świadomość, że po zakończonym treningu, przyjaciele będą mogli ocenić moje wyniki i  porównać ze swoimi. Biegając, staram się zatem mieć, czym pochwalić; lubię tę rywalizację na odległość. Na koniec oczywiście moja rodzina. Skłamałbym mówiąc, że biegam dla nich. Biegam dla siebie, to moja pasja, moja radość. Niemniej, chcę być wysportowany, szczupły i zdrowy dla nich. Chcę żyć długo, żeby moja żona i dzieci miały mnie dla siebie przez długie lata. Od tego zaczęło się moje bieganie i ta myśl wciąż jest ze mną.

Czym jest dla Ciebie bieganie?

Mógłbym powiedzieć „stylem życia”, ale tak często się to słyszy… Szczerze mówiąc nie wiem. Ale czy muszę wiedzieć? Muszę to jakoś nazwać, zdefiniować? Wiem, że cholernie to lubię i że się od niego uzależniłem J Kocham ten sport za to, że jest tak łatwo dostępny (mogę iść biegać w dowolnym momencie). Uwielbiam poczucie wolności, adrenalinę i zastrzyk endorfin. Bieganie jest dla mnie trochę jak wizyta u psychoterapeuty (pomaga zapomnieć o zmartwieniach i otworzyć się na świat), trochę jak zimne piwo po pracy (orzeźwia i pozwala złapać luz), a trochę też jak medytacja (mogę oczyścić umysł, poczuć harmonię z naturą, pomodlić się). Jednakże, ja też miewam trudności. Szczególnie gdy jestem zmęczony, a na dworze mróz,  deszcz - wtedy nie chce mi się wyjść na trening. Lecz gdy się zmuszę, założę buty i wyjdę, po pierwszych kilkuset metrach, po kilku łykach świeżego powietrza czuję, że żyję! Po powrocie do domu, często zmarznięty, zmoczony, obolały i tak nie zamieniłbym tego na nic innego! O to właśnie w tym chodzi! Obym nigdy nie stracił tej miłości do biegania, czego sobie i Wam z całego serca życzę. Amen ;-)

W wywiadzie zostało powiedziane wszystko, co istotne. Z uwagi na to, tylko jako krótkie podsumowanie, pragnę zwrócić uwagę na kwestie, o których warto pamiętać. Po pierwsze, można biegać z nadwagą – nawet sporą, a bieganie nadal będzie sprawiać radość. Niemniej, znacznie lepiej, jeśli fascynację bieganiem wykorzysta się też, aby popracować nad wagą – radość z biegania prawdopodobnie będzie wtedy jeszcze większa. Po drugie, nigdy nie jest za późno na podejmowanie dobrych postanowień. Bartek postanowił schudnąć z okazji swoich 30 urodzin – to znakomita decyzja, ale nie czekajcie do okrągłych urodzin, aby zmienić coś w Waszym życiu na lepsze. Po trzecie, do biegania zawsze można wrócić – nawet po wielu latach! Ono będzie czekało. Po czwarte i najważniejsze, jeśli się chce to NAPRAWDĘ można… Bartek pracuje i jest mężem oraz ojcem, a jednak biega i to niemało. Ktoś powie „praca i obowiązki rodzinne – wielkie mi co” – ok. Obiektywnie jednak, realizacja własnych pasji przy wzorowym wypełnianiu obowiązków rodzinnych jest czymś, co zdecydowanie zasługuje na uznanie. Na koniec jeszcze kilka słów o biegu, o którym wspomniałem Bartek. 8 maja, w ponad 34 miastach na całym świecie odbędzie się po raz trzeci Wings for Life World Run sponsorowany przez RedBull. Bardzo zachęcam do udziału w tej inicjatywie, gdyż sam bieg jest niesamowitym doświadczeniem, bo jego forma jest wyjątkowa ( zachęcam do poczytania o biegu), a całość opłat startowych zostaje przekazana na prowadzenie badań i leczenie urazów rdzenia kręgowego. Zapisy na stronie www.wingsforlife.com są możliwe do 4 maja.

 

Dyskusja

CAPTCHA
To pytanie sprawdza czy jesteś człowiekiem i zapobiega wysyłaniu spamu.